Bezbramkowo zakończył się towarzyski mecz Polska-Serbia w austriackim Kufstein. Grę obu drużynom utrudniała fatalna pogoda - przez cały czas padał deszcz. Polacy mieli w pierwszej połowie optyczną przewagę. Widoczny był Kuba Błaszczykowski, który kilka razy groźnie strzelał - niestety niezbyt celnie. W drugiej połowie, przez deszczową pogodę, gra stawała się już coraz bardziej chaotyczna.

Serbowie musieli raz ratować się wybiciem piłki z linii bramkowej. Swojego bramkarza wyręczył Kolarov, który niebawem ma zamienić Lazio Rzym na Real Madryt. Serbowie jakby chaotyczni, a przecież to oni już niebawem jadą do RPA. Trener naszych rywali jednak eksperymentuje - najlepszy dowód Nemanja Vidić tylko na ławce, a przecież defensor Manchestru na Mundialu raczej grał w pierwszym składzie. Zresztą Serbowie dziś w dziwnym składzie, bo na ławce rezerwowych siedzi... trzech bramkarzy.

Kilka rzutów rożnych wielkiego spustoszenia w szeregach Serbów nie uczyniły, ale warto ryzykować bo mokra piłka to duże utrudnienie dla bramkarzy - w takich warunkach łatwo o kiks. Łukasz Fabiański w pierwszej połowie nie miał zbyt wiele pracy. Między innymi dzięki grze pressingiem. Podobnie jak w meczu z Finlandią wszystko funkcjonowało świetnie. Wszytko, oprócz wykończenia akcji. Pod koniec pierwszej połowy Serbowie trochę się otrząsnęli i stworzyli kilka sytuacji. Momentami grali jednak dość asekurancko, ale nic dziwnego, kto zaryzykuje kontuzję na kilka dni przed Mundialem? Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę Serbowie mieli świetną sytuację. Jovanović ograł Wojtkowiaka i mało brakowało, a Lazović wepchnąłby piłkę do polskiej bramki.

Tempo trochę siadło

Po wznowieniu gry jako pierwszy wykazał się Fabiański, który pewnie wyłapał uderzenie Tosicia - piłkarza Manchesteru United, który ostatnio był wypożyczony do FC Koln i był klubowym kolegą Adama Matuszczyka. Na placu gry pojawił się także napastnik Ajaxu Amsterdam Marko Pantelić.

Gracze z Bałkanów mieli jeszcze dwa rzuty rożne, ale obeszło się bez strachy. W odpowiedzi dośrodkowanie Polaków i pewny chwyt Isajlovicia. Warto dodać, że pogoda się nie zmieniła. Deszcz, deszcz, deszcz. Kufstein i Polakom i Serbom będzie kojarzyć właśnie z tym. Nie było jednak winą opadów, że Biało-Czerwoni nadal nie potrafili wykończyć akcji. Podobnie jak w meczu z Finlandią wszystko było fajnie, dopóki piłka nie znalazła się w serbskim polu karnym. Tempo meczu też troszkę siadło. W 55. minucie Serbowie ładnie rozrzucili naszą obronę. Strzelał Krasić i Fabiański miał kłopot - mokra piłka wyślizgnęła się z rękawicy. Skończyło się na strachu, ale właśnie tak trzeba grać w deszczu - strzelać - byle celnie, a nuż coś wpadnie. Niestety trochę gubiliśmy się w defensywie, a szkoda, bo wcześniej duet Glik-Wojtkowiak w środku radził sobie całkiem nieźle. Częściej mylił się pierwszy z wymienionych, a także grający po lewej stronie Sadlok.

Pogoda przeszkadzała w bezpiecznej grze

Po kilku minutach ładnie z wolnego uderzył Adrian Mierzejewski. Franciszek Smuda musiał się jednak zmartwić, bo urazu doznał Łukasz Piszczek. Niestety fatalne warunki atmosferyczne coraz bardziej przeszkadzały w bezpiecznej grze. Nie pomagały zmiany - Jodłowiec, Cetnarski czy Rybus podobnie jak reszta kolegów, a także Serbowie mogli co najwyżej ugrzęznąć w stadionowej murawie. Obie drużyny próbowały, ale pod koniec meczu grano już w wielkiej kałuży pokrytej zieloną trawą. Trwało odliczanie do końcowego gwizdka. Chaotyczna gra wyniku już nie zmieniła. Kilka sekund na boisku spędzili jeszcze Sobiech i Matuszczyk, ale właściwie zdążyli tylko zapisać po drugim występie w narodowych barwach, bo specjalnie się nie nagrali.