To katastrofa - tak o dwóch miesiącach obowiązywania zakazu przebywania wokół terminala LNG w Świnoujściu mówią mieszkańcy dzielnicy Warszów. Tu każdy doskonale zna datę wprowadzenia zakazu, nikt nie rozumie natomiast jego sensu, widząc, że zakaz to w praktyce czerwona taśma i zaspany strażnik.

REKLAMA

13 kwietnia weszło w życie rozporządzenie zachodniopomorskiego wojewody zakazujące przebywania w promieniu 200 metrów od terminala LNG. Rozporządzenie sprawiło, że biegnąca wzdłuż gazoportu ulica Ku Morzu została zamknięta dla ruchu, a to jedyna droga dojazdowa do plaży na Warszowie czy do zlokalizowanych w sąsiedztwie obiektu atrakcji turystycznych: najwyższej na świecie ceglanej latarni morskiej i Muzeum Obrony Wybrzeża, jakie mieści się w kompleksie fortów pamiętających czasy pruskie.

Nas aż zatkało, ponieważ nikt nie wyobrażał sobie takiego scenariusza. Nie możemy się z tym pogodzić - mówi Agnieszka Krawczyk, której mieszkanie znajduje się w odległości mniejszej niż 200 metrów od ogrodzenia gazoportu, z okien obiekt widać jak na dłoni. Część osób traktuje nas jak wariatów, którzy nie szanują strefy bezpieczeństwa, aczkolwiek ta strefa, która nie z każdej strony wynosi 200 metrów nie przemawia do nas. Jak ktoś będzie chciał coś zrobić, to to zrobi.

Zostało nam odebrane wszystko, co było dla nas cenne. Fort Gerharda, latarnia i nasza plaża. Innych atrakcji tutaj nie ma. Mieliśmy wszystko jak na dłoni, teraz nie mamy nic. Nie ma też alternatyw - dodaje Agnieszka Zegzdryn, również "sąsiadka" gazoportu. Społeczne koszty wprowadzenia strefy ochronnej wokół gazoportu są z tygodnia na tydzień coraz bardziej widoczne. Mieszkańcy Warszowa, choć żyją nad morzem, nie mogą nad morze się dostać. Coraz więcej osób widzi to też w portfelach.

Warszowscy taksówkarze żyli z wożenia turystów do zabytków. Odkąd została wprowadzona strefa, nie mamy turystów, nie mamy kogo wozić. Liczymy straty, dziś jestem sam, koledzy nie wyjechali, bo nie ma po co. Pozamiatało nami - mówi Krzysztof Raczyński, taksówkarz z Prawobrzeża Świnoujścia. Zakaz odbija się też na osobach wynajmujących pokoje turystom. Coraz więcej osób odwołuje rezerwacje. Jaki jest sens przyjeżdżać do miejsca, jeżeli się jedzie odpoczywać na plaży, a tej plaży nie ma? - pyta retorycznie Agnieszka Krawczyk.

W dramatycznej sytuacji znalazło się opiekujące się latarnią morską i Fortem Gerharda Muzeum Obrony Wybrzeża. O tej porze roku obiekt zarabiał najwięcej, by mieć środki na opłatę rachunków w chude miesiące zimowe. W tym roku to katastrofa. Liczba odwiedzających spadła o 90-95%. Łatwo policzyć, że zamiast 10 turystów, jak to było przed rokiem, teraz dociera do nas jedna osoba - mówi Piotr Piwowarczyk, prowadzący Fort Gerharda. Przez cały czerwcowy długi weekend do Fortu dotarło w sumie 150 osób. W poprzednich latach było to po 500-800 osób dziennie. Od majówki do Fortu i Latarni można dostać się tylko od strony wody, na pokładzie statku oferującego komercyjne rejsy. Cena biletu wzrosła przez to o 20 złotych od osoby. To często bariera nie do przejścia. Statek pływa obecnie 2 razy dziennie, na zwiedzanie są 3 godziny.

Były takie kuriozalne sytuacje, że kobieta w 9 miesiącu ciąży źle się poczuła, ale pilnujący strefy wokół gazoportu funkcjonariusze nie pozwolili jej wydostać się inną drogą. Musiała czekać na statek - opowiada Piotr Piwowarczyk. Sam przeżył chwile strachu, gdy poważnie rozchorowała się jedna z żyjących na terenie fortu kóz. Strażnicy nie przepuścili weterynarza, cierpiące zwierzę trzeba było zawieźć na tylnym siedzeniu samochodu osobowego.

Przyszłość Fortu stoi pod znakiem zapytania. Popularne muzeum, które można zwiedzać w asyście egzekwującego dryl pruskiej armii przewodnika, może wkrótce przestać istnieć, a bezcenna kolekcja militariów może opuścić Świnoujście. By się ratować, gospodarze obiektu chcą spróbować... uprawy pieczarek. To będzie pierwszy taki przypadek w Europie, gdzie działające muzeum zostanie przekształcone w pieczarkarnię - mówi Piotr Piwowarczyk. Na dziś nie ma dla nas żadnych alternatyw. Cały czas proponuje się nam utrzymanie dostępu od strony wody, a władze państwowe powtarzają, że pora na otwarcie ulicy Ku Morzu jeszcze nie nadeszła i nie wiadomo kiedy nadejdzie.

Alternatywą dla zamkniętej plaży na Warszowie ma być natomiast oddalona od niej o kilometr w linii prostej plaża w Przytorze. Od majówki w okolice kursują nieodpłatne autobusy, te jeżdżą jednak puste. Z kąpieliska w Przytorze mało kto chce korzystać. To żadna alternatywa - mówi Renata Koch-Trochimowicz. Autobusy kursują do Podziemnego Miasta, dalej trzeba iść duktem leśnym, w niektórych miejscach przez grząski piach. Dla kogoś z dzieckiem w wózku to surwiwal.

Na plaży w Przytorze pusto, półgodzinny spacer w jedną stronę skutecznie odstrasza. Mieszkańcy są pewni, że masowy turysta wybierze inne kąpieliska. Będzie wolał pojechać na wakacje na przykład do Międzyzdrojów.

Gaz System utwardził drogę tylko do wysokości Podziemnego Miasta. Na miejscu nie ma parkingu. Nie ma koszy na śmieci, ani oznaczenia jak trafić na plażę. Czy i kiedy się pojawią - nie wiadomo. Samorząd wciąż negocjuje z operatorem gazoportu, by ten zrekompensował mieszkańcom i turystom powstałe 2 miesiące temu utrudnienia. Gaz System chce na ten cel wydać pieniądze zarezerwowane na budowę drogi do Fortu i Latarni, jaka miałaby powstać z przeciwległej do ulicy Ku Morzu strony terminalu. Miasto jest przeciwne rezygnacji z tej budowy. W świnoujskim Urzędzie Miasta trwają od początku tygodnia intensywne rozmowy w tej sprawie. Porozumienie spodziewane jest w tym lub na początku przyszłego tygodnia.