Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił Mirosława R., ps. Ryba, i Dariusza L., ps. Lala, oskarżonych o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Wyrok nie jest prawomocny.

REKLAMA

Proces Mirosława R., ps. Ryba, i Dariusza L., ps. Lala, oskarżonych o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary toczył się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu od stycznia 2019 roku.

Według ustaleń prokuratury, we wrześniu 1992 roku, oskarżeni, podając się za funkcjonariuszy policji, podstępnie doprowadzili do wejścia Ziętary do samochodu przypominającego radiowóz policyjny. Następnie przekazali go osobom, które dokonały jego zabójstwa, zniszczenia zwłok i ukrycia szczątków. Oskarżeni nie przyznają się do winy.

Ponad 60-letni obecnie Mirosław R. i ponad 50-letni Dariusz L., byli w pierwszej połowie lat 90. pracownikami poznańskiego holdingu Elektromis, którego działalnością interesował się Ziętara. W toku postępowania śledczy ustalili, że oskarżeni działali wspólnie z inną, nieżyjącą już osobą.

"W relacjach świadków są liczne nieścisłości"

Dziś Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił oskarżonych od zarzucanych im czynów. Sędzia Sławomir Szymański w uzasadnieniu wyroku wskazał na ogrom pracy i starań, jakie wykonała prokuratura w celu wyjaśnienia tej "jednej z najbardziej tajemniczych spraw, które wystąpiły w Polsce po roku 1989".

Same akta liczą obecnie 87 tomów, w toku postępowania przygotowawczego (...) zgromadzono materiały, zeznania wszystkich osób, które mogły mieć jakąkolwiek wiedzę na temat tego, jakie były ostatnie dni Jarosława Ziętary, jaka była jego działalność dziennikarska, jego życie prywatne, zawodowe, w jaki sposób miał zorganizowaną pracę, co się wydarzyło. Następnie przesłuchiwano bardzo liczne osoby z różnych pojawiających się wątków, a wątków w tej sprawie było bardzo, bardzo dużo - mówił sędzia.

Dodał, że "tak naprawdę to, co doprowadziło do tego, że w dniu dzisiejszym sąd musiał wydać wyrok uniewinniający, to ocena jedynych trzech dowodów, które w ocenie prokuratury miały stanowić podstawę do przyjęcia, że rzeczywiście oskarżeni mieli wspólnie z Romanem K. porwać Jarosława Ziętarę sprzed jego domu, następnie zawieść nie wiadomo gdzie, gdzie też Jarosław Ziętara miał zostać pozbawiony życia".

Sędzia wskazał, że dowody te to zeznania kluczowych świadków w sprawie, czyli zeznania Jerzego U., który miał widzieć moment porwania Ziętary, zeznania Macieja B. ps. "Baryła", poznańskiego gangstera, który według prokuratury miał być naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa dziennikarza, oraz zeznania Marka Z. Sędzia odnosząc się bardzo szczegółowo do zeznań tych świadków podkreślił, że każda z tych osób miała jakiś konflikt z prawem, i "każda z tych osób na różnym etapie postępowania wskazywała, że prokuratura zapraszając ich na przesłuchanie, przedkładała im propozycje wsparcia ich dążeń do polepszenia ich sytuacji prawnej". Sędzia wskazał w uzasadnieniu, że to, że świadkowie ci mieli konflikt z prawem "nie torpeduje" ich wiarygodności, natomiast - jak mówił - w relacjach tych świadków są liczne nieścisłości, które powodują, ze zeznania te są "niezwykle niespójne", niestabilne i wewnętrznie sprzeczne.

"Prokurator, zarzucając oskarżonym popełnienie czynów, dokonał ‘selekcji informacji’ wynikających z zebranego materiału"

W uzasadnieniu wyroku sędzia odniósł się także do kwestii, na której - jak mówił - koncentrowało się postępowanie prokuratorskie, czyli wykazaniu, że "ze strony Jarosława Ziętary groziło Elektromisowi i osobom tam pracujących jakieś rzeczywiste zagrożenie".

Ja nie kwestionuję, że Jarosław Ziętara był dobrze zapowiadającym się dziennikarzem, widać, że to było jego powołanie (...) natomiast jego dorobek dziennikarski, siłą rzeczy, z uwagi chociażby na wiek, nie był specjalnie rozbudowany, wręcz ubogi - mówił. Dodał, że "oczywiście zgodzić się należy z podnoszonym przez prokuratora stwierdzeniem, że dziennikarz, czy każda inna osoba jest niebezpieczna nie w związku z tym, jakie informacje już przekazała, a z tymi informacjami, które może przekazać - ja się z tym całkowicie zgadzam". Natomiast musimy mieć jakikolwiek punkt zapieczenia, wskazujący na to, że rzeczywiście Jarosław Ziętara takim materiałem dysponował, a tego - mimo przeglądnięcia wszystkich materiałów, które znaleziono u niego biurku, w pracy, czy tez prywatnie - nie znaleziono. To, że pojawia się nazwa Elektromis, że pojawia się nazwisko Mariusza Ś. w jego notatkach - to jest za mało - mówił.

Sędzia podkreślił także, że "prokurator, zarzucając oskarżonym popełnienie czynów, dokonał ‘selekcji informacji’ wynikających z zebranego materiału". Te które pasowały uznał za wiarygodne, te które nie pasowały uznał za niewiarygodne - zaznaczył sędzia.

Dodał, że "niewiarygodność świadka można stwierdzić wtedy, kiedy wykazuje on określony cechy: albo sprzeczność wewnętrzną, albo sprzeczność z innym materiałem". Wskazał w tym miejscu, że zeznania świadka, który dał alibi Mirosławowi R. były wiarygodne, a "to nie do oskarżonego należy wykazanie swojej niewinności, lecz do prokuratury i sądu następnie należy znalezienie dowodów winy - takich dowodów sąd nie znalazł w tym postępowaniu, więc skutkować to musiało uniewinnieniem".

"Ja broni nie składam"

Wyrok uniewinniający oskarżonych, wydany w środę przez Sąd Okręgowy w Poznaniu, nie jest prawomocny. Prokurator Tomasz Dorosz powiedział mediom po ogłoszeniu wyroku, że "sąd dokonał odmiennej oceny materiału dowodowego, przede wszystkim materiału z zeznań kluczowych w sprawie świadków i wydał wyrok uniewinniający - na ten moment ja z takim wyrokiem jako prokurator, jako oskarżyciel publiczny się nie zgadzam". Na pewno zostanie złożony wniosek o sporządzenie pisemnego uzasadnia i wysoce prawdopodobnym jest wniesienie w tej sprawie środka odwoławczego w postaci apelacji - powiedział. Dodał, że "prokurator stoi na stanowisku, iż Jarosław Ziętara został zamordowany".

Jacek Ziętara, brat dziennikarza, który w sprawie jest oskarżycielem posiłkowym, powiedział w sądzie dziennikarzom, że będzie walczył dalej. Ja broni nie składam - zapowiedział.

Przestępcy na razie triumfują. Ale prędzej czy później ta sprawiedliwość, kimkolwiek oni są, ich dosięgnie. Pytanie tylko, która ze sprawiedliwości będzie szybsza - za ziemska, czy ta boska - zaznaczył.

Obrońca spodziewał się takiego rozstrzygnięcia

Obrońca oskarżonych adw. Wiesław Michalski powiedział po ogłoszeniu wyroku, że spodziewał się takiego rozstrzygnięcia, ponieważ - jak mówił - wiedział, że "w tej sprawie nie ma dowodów". Oskarżono dwójkę niewinnych ludzi i proces to potwierdził - zaznaczył.

W mowach końcowych prokurator wnosił o uznanie oskarżonych winnymi zarzucanych im czynów i wymierzenie im kar po 25 lat pozbawienia wolności, a także środka karnego w postaci pozbawienia praw publicznych na okres 10 lat oraz obciążenia oskarżonych kosztami postępowania w całości. Jacek Ziętara, brat dziennikarza, oskarżyciel posiłkowy, wniósł o uznanie oskarżonych winnymi i o sprawiedliwy wyrok.

Obrona wniosła natomiast o wydanie wyroku uniewinniającego wskazując, że prokuratura "nie wykazała ani zamiaru, ani motywu, ani zasadności zarzutów".

Jarosław Ziętara zaginął 30 lat temu

Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 roku. Był absolwentem poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Pracował najpierw w radiu akademickim, później współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Kurierem Codziennym", tygodnikiem "Wprost" i "Gazetą Poznańską". Ziętara zajmował się m.in. tematyką tzw. poznańskiej szarej strefy. Z tego powodu - jak wynika z ustaleń prokuratury - miał zostać uprowadzony i zabity.

Ostatni raz Ziętarę widziano 1 września 1992 r. Rano wyszedł do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji "Gazety Poznańskiej". W 1999 r. Ziętara został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.

Decyzją prezydenta RP Jarosław Ziętara został pośmiertnie uhonorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla rozwoju niezależnego dziennikarstwa. Odznaczenie odebrał 2 września tego roku brat dziennikarza Jacek Ziętara.