"Rosyjscy żołnierze zmusili męża, by klęknął, a następnie zabili go strzałem w głowę" - powiedziała stacji BBC mieszkanka Buczy. Jak dziś poinformował mer tego miasta Rosjanie zabili tam ok. 320 mieszkańców. Anatolij Fedoruk dodał, że żołnierze specjalnie "polowali" na miejscowych polityków.

BBC opisuje, że rosyjscy żołnierze wdarli się na teren domu rodziny 72-letniego Wołodymyra Ambramowa, zaczęli strzelać i wyciągnęli z budynku jego, jego córkę 48-letnią Irynę i jej 40-letniego męża Ołeha. Następnie zabrali Ołeha za bramę, a do domu wrzucili granat. Jego wybuch wywołał pożar.

Wołodymyr chwycił gaśnicę i próbował ugasić ogień, wołając na pomoc zięcia. Ołeh już ci nie pomoże - miał mu odpowiedzieć jeden z Rosjan.

Według Iryny ciało Ołeha znaleziono na chodniku za bramą i było jasne, że zmusili go, by uklęknął, a następnie zabili strzałem w głowę. Nie pytali o nic i nic nie powiedzieli, po prostu go zabili (...) Kazali mu tylko zdjąć koszulkę, uklęknąć, i go zastrzelili - powiedziała kobieta.

Stali obok ciała i pili wódkę

Iryna rozmawiała z BBC we wtorek w miejscu, w którym zamordowano jej męża, i gdzie na chodniku wciąż widoczna była ciemna plama po jego krwi. Gdy wybiegła na zewnątrz i znalazła ciało Ołeha, czterech rosyjskich żołnierzy, którzy go wyciągnęli, stało tam, zwyczajnie pijąc wodę. Krzyczała, żeby ją też zabili, a jeden z żołnierzy dwa razy podniósł broń, by znowu ją opuszczać, aż Wołodymyr zabrał córkę z powrotem na teren domu.

Ci żołnierze dali nam trzy minuty na odejście (...) Bucza była jak Apokalipsa, wszędzie martwe ciała, ulice pełne dymu - wspomina Wołodymyr.

To jeden z setek mordów dokonanych na ludności cywilnej przez rosyjskich najeźdźców, jakie ujawniono po ich wycofaniu się z okolic Kijowa. Według mera Buczy Anatolija Fedoruka zabitych zostało 320 mieszkańców, ale nie ma na razie oficjalnego bilansu - podkreśla BBC.