Pół miliona złotych potrzebuje Mazurskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, aby załatać dziurę budżetową. Przez epidemię koronawirusa i podwyżki cen ratownicy mają problem z utrzymaniem doświadczonej załogi i zaległości w płaceniu podatków.

Mazurskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe działa na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich przez cały rok. To trudna służba, gdzie niestety doświadczenie nie idzie w parze z zarobkami, a czas pracy przekracza nawet 250 godzin miesięcznie. Skąd problemy finansowe MOPR? Od kilku lat otrzymujemy dotacje na działalność czterech stacji i ratowników na tym samym poziomie, a trzeba pamiętać, że ceny i wydatki rosną. Rosną też pensje, a nie mamy środków, żeby za tym nadążyć - mówi Jarosław Sroka, kierownik bazy MOPR w Giżycku. Budżet MOPR to około miliona złotych rocznie. Ratownicy przyznają, że to absolutne minimum zapewniające bezpieczeństwo na wodzie. Niestety przez epidemię koronawirusa budżet zmniejszył się nawet o 20-30 procent. Dlaczego?

Od ponad roku nie odbyły się żadne regaty, imprezy na wodzie, pokazy, które były dla nas jednym z głównych źródeł finansowania. Nie mogliśmy skorzystać z żadnej tarczy antykryzysowej. To wszystko się skumulowało i sytuacja jest bardzo trudna - mówi Sroka. Ratownicy przyznają wprost, że mają zaległości z płaceniem podatków, bieżących zobowiązań i dodatkowo na wyrównanie pensji ratowników, którzy od wielu lat dostają tyle samo. Pieniędzy brakuje też na modernizację sprzętu.

Więcej pieniędzy to większe bezpieczeństwo

Ratownicy MOPR przyznają, że nie patrzą na pieniądze czy sprzęt, którym dysponują w przypadku niesienia pomocy na szlaku. Zawsze starają się pomóc jak najszybciej i dają z siebie wszystko. Jednak nietrudno wywnioskować, że wraz ze wzrostem finansowania MOPR wzrośnie poziom bezpieczeństwa na jeziorach. Przede wszystkim będzie można utrzymać doświadczonych ratowników, modernizować na bieżąco sprzęt.

Doświadczeni ratownicy odchodzą

Trudna sytuacja finansowa niestety sprawia, że doświadczeni ratownicy odchodzą, bo nie są w stanie utrzymać rodzin. W tym roku straciłem trzech doświadczonych ratowników, którzy powiedzieli mi wprost, że spędzili fajne lata życia, czuli się potrzebni w ratowaniu życia, ale za te pieniądze nie mogli utrzymać swoich rodzin i musieli odejść. A w to miejsce też trudno jest kogoś zatrudnić, ponieważ za takie pieniądze nikt nie chcę przyjść. To jest pensja poniżej 2500 złotych, między 2200, a 2400 - mówi Sroka.

Stary sprzęt już nie zawsze pomoże

Od kilku lat na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich przybywa łódek i sprzętu pływającego. Motorówki są coraz większe i żeby wciągnąć je z kamieni czy mielizny potrzebny jest mocny sprzęt ratunkowy. Takiego MOPR niestety nie posiada. Nasze kutry, którymi dysponujemy do ratownictwa technicznego zaraz będą miały 40 lat, one są praktycznie w permanentnym remoncie, a na nowy sprzęt nie mamy pieniędzy. Ostatnie nowe łódki kupiliśmy sześć lat temu. Od tamtego czasu ewentualnie tylko naprawiamy - mówi ratownik.

Osobom wypoczywającym na wodzie trudno uwierzyć w sytuację, że ratownicy MOPR muszą zmagać się z brakiem pieniędzy. To przecież pierwsza służba, która dociera do poszkodowanych na wodzie, a przecież też pomaga na lądzie. Oni muszą być traktowani na równi np. ze strażą pożarną czy policją - mówi nam jeden z żeglarzy.

Osoby, które chcą pomóc ratownikom mogą wpłacać dobrowolne kwoty na nr konta: 44 1240 5787 1111 0000 5757 3942.

Opracowanie: