Po dwumiesięcznej przerwie hazardowa komisja śledcza wraca do pracy. Na początek przesłuchanych zostanie dwóch świadków: Jacek Kierata - szef polskiego oddziału firmy GTech, która współpracuje z Totalizatorem Sportowym, a także Henryk Kalinowski - urzędnik z Wrocławia, którego nazwisko pojawia się w materiałach CBA na temat afery.

Poza tą wymienioną dwójką teoretycznie jeszcze tylko trzech świadków: minister skarbu Aleksander Grad, urzędnik resortu sportu Rafał Wosik i na koniec - wisienka na hazardowym torcie - powrót Mira, czyli ponowne przesłuchanie Drzewieckiego. I na tym śledczy z Platformy chcą zakończyć pracę. Uważają, że konfrontacja Tusk - Kamiński nie ma sensu, podobnie jak Drzewieckiego z Sobiesiakiem.

Natomiast posłowie PiS przygotowali już wnioski o kolejne przesłuchania, m.in. Marcina Rosoła. Są ewidentne połączenia, telefony z panem Sobiesiakiem, z jakich powodów nagle wielka aktywność pana Rosoła - już kiedy komisja zaczęła funkcjonować - w kontaktach z panem Sobiesiakiem - uważa poseł Dera, który w komisji zastąpił Zbigniewa Wassermanna i świeżym okiem przez dwa miesiące przyglądał się stenogramom. Posłowie PiS-u chcą też ekspertyz i specjalnych map, gdzie byli bohaterowie afery dzwoniąc do siebie.

Szef komisji Mirosław Sekuła odpowiada, że PiS chce badać aferę hazardową w nieskończoność, a na pewno do kolejnych wyborów. To jest ten mechanizm gonienia króliczka, ale broń Boże niezłapania go. Sekuła ma już gotowy szkic raportu końcowego, chce go przyjąć do początku sierpnia, co wywoła wielką polityczną burzę i skończy się tym, że będziemy mieli kilka wersji raportu.