"Naprawdę w każdym zakątku Polski jest coś, czym warto się zainteresować". Jakub Kuza, autor książki "Tajemnicza Polska. Niewyjaśnione historie, zapomniane skarby, sensacyjne odkrycia" opowiadał w internetowym Radiu RMF24 o sensacyjnych i zagadkowych miejscach, jakie można znaleźć w Polsce.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Jakub Kuza o najbardziej tajemniczych i niezwykłych miejscach w Polsce

Gość Krzysztof Urbaniaka zapewnia, że wystarczy odrobina dobrej woli, a w promieniu 50 km zawsze odkryje się coś ciekawego. Jaki region w Polsce skrywa najwięcej sekretów?

Szukam takiego miejsca, gdzie możliwie nie byłoby bardzo wielu innych turystów. I szukam takiego miejsca, które ma do opowiedzenia jakąś tajemniczą historię. Często mówi się o Dolnym Śląsku, że jest takim miejscem ogromnego nagromadzenia różnych tajemnic. Natomiast ja też kocham Podlasie, kocham woj. świętokrzyskie, Małopolskę, Wielkopolskę, Pomorze. Naprawdę, w każdym zakątku Polski jest coś, czym warto się zainteresować. Najciekawsze wybierałbym między tajemniczą osadą Wikingów w Truso. To są okolice Elbląga. Może planowana stolica świata, która była na Podlasiu, w maleńkiej osadzie Wierszalin, a może Wiślica, gdzie doszło do jednej z najbardziej zadziwiających pomyłek, jeżeli nie fałszerstw w historii polskiej archeologii - mówił Jakub Kuza.

Wałbrzych - kopalnia sekretnych miejsc

Na wschód od centrum Wałbrzycha leży istna zagadka, czyli Totenburg, hitlerowskie mauzoleum w Wałbrzychu. Zbudowano je w latach 1936-1938. To wszystko ku czci faszystów. Już sam wygląd tego miejsca przeraża. Sami mieszkańcy wyczuwają tam panującą grozę i często przyznają, że nigdy tam nie byli.

Oficjalnie to było mauzoleum ku czci Ślązaków, uczestników I wojny światowej, ku czci osób, które zginęły podczas pracy w kopalniach. Oczywiście naziści nie byliby sobą, gdyby nie dołączyli swoich partyjnych bojowników i te trzy grupy zostały uhonorowane razem. Jest to przedziwny obiekt, o architekturze, która niektórym kojarzy się z Mezopotamią, albo z jakąś tajemniczą warownią sprzed wieków. Mnie to przypomina bardziej taki styl romański. Naziści lubowali się w tej architekturze. To miało właśnie symbolizować, że Tysiącletnia Rzesza nawiązuje do Drang nach Osten, czyli tej niemieckiej ekspansji na wschód. Co ciekawe, ta budowla była od początku planowana na tysiąclecia. Ona miała się rozpaść. To znaczy architekci od początku myśleli, jak ona będzie wyglądać, kiedy już przeminie, kiedy to już nie będzie służyło, żeby te ruiny wyglądały malowniczo. To oczywiście stało się dosłownie kilka lat po tym, jak zostało wybudowane, bo powstało tuż przed II wojną światową, natomiast trzyma się mocno, więc nie wiem, czy przetrwa tysiąc lat, ale na razie dość dobrze sobie radzi z tym, że nasze władze, czy za czasów PRL, czy obecnej III Rzeczypospolitej nie mają żadnego pomysłu na wykorzystanie tego miejsca turystycznie. Mamy trochę takie podejście, że najlepiej to zostawić, niech się samo rozpadnie, ale rozpaść się nie chce. Wciąż to miejsce trwa i faktycznie, jest dość złowrogie. Mauzoleum z Wałbrzycha to jest piękne miejsce na spacery, ale wiele osób raczej je omija - opowiadał gość Radia RMF24.

Totenburg rzeczywiście mógł być miejscem misteriów i wtajemniczenia przyszłych członków Czarnego Zakonu SS?

To są dość daleko leżące od prawdy pogłoski. Faktem jest, że pod tym mauzoleum przebiegają dookoła piwnice. Ma kwadratowy kształt i te piwnice są bardzo obszerne, bardzo wysokie, mają 4 metry wysokości. Przeznaczenie tych podziemi jest bardzo niejasne, bo na pewno wiemy, że nikt nie został tam nigdy pochowany, więc jeżeli nikt nie został pochowany, to skąd katakumby? Skąd takie miejsce, które nie wiemy jaką pełniło rolę? Takich świątyń na obecnych terytoriach Polski jest więcej. Armia Czerwona, później polska ludność, w spontanicznym odruchu takie mauzolea burzyła. Władze też dbały o to, żeby nie stały się miejscem nazistowskiego kultu. Natomiast to w Wałbrzychu przetrwało jako jedyne, nie tylko w Polsce, ale prawdopodobnie w Europie. Tym bardziej wydaje mi się, że jeżeli już trochę czasu upłynęło, emocje troszeczkę wygasły, oczywiście oceniamy reżim niemiecki, nazistowski, tak jak oceniamy, natomiast przy odpowiedniej narracji, jeżeli wyjaśnimy, co to było za miejsce, to chyba ciąży na nas obowiązek, żeby jednak o nie zadbać i jako taką przestrogę historii zachować dla potomnych - podkreślał gość Krzysztofa Urbaniaka.

Podziemne korytarze wciąż nie są dobrze zbadane i kryją tajemnice. W mauzoleum nadal utrzymuje się aura grozy i niepokoju.

Zaraz po wojnie doszło tam do zabójstwa. Nie wiadomo, czy to jakieś porachunki szabrowników, czy jakaś inna historia. Nawet teraz zdarza się, że ktoś wpadnie, bo młodzież sobie organizuje tam ogniska. Była taka historia, że do mauzoleum udała się grupa nastolatków. Jeden z nich chciał nastraszyć swoich kolegów. Gdzieś tam się wyłonił zza winkla z czymś nałożonym na głowę. Inny zareagował instynktownie, chociaż ciężko tłumaczyć takie zachowanie, ale po prostu wyjął nóż i ranił go w udo. To mogło się skończyć tragicznie, więc jakaś taka niebezpieczna i nieciekawa aura tego miejsca cały czas się utrzymuje - relacjonował Kuza.

Pomorska Atlantyda

Osada Truso nad jeziorem Drezno to miejsce, które jest dowodem, że Wikingowie mieszkali na terenie dzisiejszej Polski.

Jest to zaginione miejsce, którego bardzo długo szukano. Stąd te nawiązania do Atlantydy. Natomiast można śmiało nawiązywać jeszcze do Troi. Mamy bardzo podobną historię, gdzie pewien utwór literacki nakierował historyka czy archeologa, który wierzył, wziął coś, co było napisane i było kwestionowane, że to może mieć jakiekolwiek przełożenie na rzeczywistość. Potraktował to dosłownie. I to miejsce odnalazł. Mamy taką samą historię, może na mniejszą skalę, ale równie ciekawą w Polsce. O tej osadzie wspominało jedno jedyne źródło z IX wieku. Truso było wymienione w opisie podróży podróżnika Wolfstana, który wyruszył tutaj z Anglii, ale płynął z obecnej Danii, że on do tego portu Truso dopłynął. Wiele osób kwestionowało, że takie miejsce kiedykolwiek istniało. Niemniej jednak pozostawiony został pewien opis tej podróży, który mimo że te warunki geograficzne się troszkę pozmieniały, że mamy teraz inne nazwy, trochę inaczej to wszystko wygląda, jeżeli chodzi o Zalew Wiślany, to byli ludzie, którzy wierzyli, że to miejsce da się na podstawie tych wskazówek odnaleźć. W 1980 tym młody historyk sztuki, doktor, wtedy jeszcze magister Marek Jagodziński, przeprowadził się z Warszawy, bo dostał pracę konserwatora zabytków w województwie ówczesnym elbląskim. Znał tę historię. Nazwa jeziora Druzno brzmiała podobnie jak to Truso. Objeżdżał je rowerem i proszę sobie wyobrazić, że właśnie podczas jednego z takich objazdów, na świeżo zaoranym polu zobaczył jakieś małe figurki z bursztynu, jakieś fragmenty kości i zaczął się rozglądać dookoła. W zasadzie to już był pewien że odnalazł Truso - mówił autor książki "Tajemnicza Polska".

Jak podkreśla Jakub Kuza, śladów osadnictwa wikingów w Polsce jest bardzo dużo. Gdzie dzisiaj możemy je oglądać?

Jeżeli chodzi o Truso, to fantastyczne rzeczy zostały odebrane wodzie. To była naprawdę, jak na tamte czasy, spora osada. Pech polegał na tym, że te rejony zostały w XIX wieku osuszone na potrzeby rolnictwa. Truso to był ośrodek wymiany międzykontynentalnej. Docierali tam kupcy z bardzo daleka, też z Bliskiego Wschodu. Docierali tam przedstawiciele bardzo różnych religii, stąd dzisiaj wiemy, że w Truso nawet dwieście lat przed chrztem Polski, na tych ziemiach, które teraz uważano za ziemie polskie, były odprawiane pierwsze msze chrześcijańskie. Świadczy to o tym, że wikingowie byli bardzo otwarci na wszystkie inne religie, pod warunkiem, że osoba, która tam przebywała, nie próbowała przekonywać innych, nawracać - opowiadał.

Niedoszła stolica świata

W sercu podlaskiej puszczy znajduje się niesamowite miejsce, Wierszalin, uważane za obszar religijnych praktyk i objawień.

Podlasie w okresie międzywojennym było takim regionem, gdzie dochodziło do różnych religijnych uniesień. To było miejsce, gdzie powstawały sekty. Objawiali się prorocy. Było wyjątkowe natężenie tego typu sytuacji. Wierszalin, zwany niedoszłą stolicą świata, był związany z postacią proroka Eliasza, który zasłynął przede wszystkim z tego, że w pewnym momencie doznał objawienia. Wierszalin wciąż istnieje. Jest to idea, która zapładnia tutaj umysły artystów, pisarzy, fotografów. Jeżeli ktoś chce poznać prawdziwą głuszę, to zapraszam właśnie w te okolice. Puszcza, wąskie drogi i praktycznie brak innych osób i niesamowite, mistyczne przeżycie, kiedy się siedzi wśród tych nielicznych, pozostałych, drewnianych budynków w całkowitej samotności. Ostatni mieszkaniec Wierszalina zmarł w 2014 roku. Oczywiście był dzieckiem, kiedy taka komuna działała, natomiast podawał się do śmierci, że on jest ostatnim mieszkańcem, więc ta historia naprawdę wciąż żyje w tamtym rejonie. To jest teren Puszczy Knyszyńskiej. Można kilometrami jechać przez las i nie spotkać żadnych zabudowań i żadnego człowieka - mówił Kuza.

Toruński Okrąglak

Historia Torunia to zbiór wydarzeń ważnych dla Polski i Europy. Urodził się tu Mikołaj Kopernik, umierali królowie. To też niezwykła historia tamtejszego "Okrąglaka", w którym mieści się areszt śledczy. Jest to zabytkowa, czteropiętrowa, gotycka rotunda. Ze względów architektonicznych jedyny taki obiekt w kraju. Co niezwykłe, idea za nim stojąca, narodziła się w gabinecie londyńskiego filozofa, któremu marzyło się stworzenie więzienia doskonałego.

Panoptikon toruński jest realizacją pewnej utopijnej osiemnastowiecznej idei. Brytyjski filozof i prawnik, Jeremy Bentham, wymyślił koncepcję idealnego więzienia, w którym cele byłyby rozmieszczone w taki sposób, że więźniowie nigdy nie wiedzieliby, czy są obserwowani, czy nie. Dookoła, po okręgu, na różnych piętrach umieszczamy cele, które zamiast drzwi mają kraty. W środku tego walca, jest wieża strażnicza. Natomiast wieża jest sterowana w taki sposób, że strażnicy zawsze widzą więźniów, natomiast więźniowie nie widzą strażników. Bentham uważał, że to jest doskonała idea, ponieważ jeżeli nie wiesz, czy jesteś obserwowany, a możesz być obserwowany w każdym momencie, to zaczynasz zachowywać się poprawnie. Ten koncept był na tyle intrygujący, że różne rozwiązania, może nie zawsze to było przeprowadzone konsekwentnie, były zastosowane w więzieniach budowanych zwłaszcza w dziewiętnastym wieku. Ten toruński panoptikon po pierwsze jest najbardziej zbliżony skalą do tego, co planował filozof, a po drugie jest jedynym takim więzieniem, które działa do dzisiaj. Tam jest więzienie, tam jest areszt. Miejsce robi fascynujące wrażenie. Nie każdy może tam wejść, można je obejrzeć oczywiście z zewnątrz. Kiedy byłem na miejscu, rozmawiałem z więźniami i oni niespecjalnie słyszeli o idei, natomiast jeden z nich mówi "miałem od początku takie poczucie, bo jestem z Torunia, że to jest taki ciekawy budynek, tak bardzo chciałem wiedzieć, jak jest w środku. No to teraz już wiem". Oczywiście w tym momencie wybucha salwa śmiechu. Mamy taki obiekt, który jest przeciekawy i architektonicznie, i filozoficznie, i socjologicznie, natomiast ta idea panoptikonu cały czas żyje. Zwróćmy uwagę, że ten koncept bycia obserwowanym cały czas, on się zmaterializował w naszym społeczeństwie - mówił Jakub Kuza w internetowym Radiu RMF24.

Opracowanie: Emilia Witkowska