Znając już ostateczne wyniki wyborów samorządowych, politycy przystępują zwykle do oceny tego, co komu poszło dobrze a co gorzej, a następnie - co tym bardziej oczywiste dla kolejnych wyborów - rozliczania popełnionych błędów. Ze strony koalicji rządzącej brzmi to jak groźne pomruki skierowane z prawej strony w lewo. Na razie tylko i aż tyle.

REKLAMA

Właśnie tam, na Lewicy pomrukujący upatrują głównej przyczyny fiaska ambitnego planu A na odbicie z rąk PiS-u zdecydowanej większości samorządów wojewódzkich. Plan się nie powiódł.

Wprawdzie partie koalicji rządzącej zwiększyły stan posiadania władzy w sejmikach samorządowych, ale PiS nadal będzie rządził nie tylko w swoim bastionie, jakim jest Podkarpacie, ale też na Podlasiu, w Świętokrzyskiem, Małopolsce i na Lubelszczyźnie. To zaś wystawia na szwank wiarygodność liderów Koalicji 15 października, zapowiadających odebranie władzy PiS-owi prawie wszędzie.

Dlaczego winna jest Lewica?

Bo to Lewica dostarczyła przeciwnikowi koalicjantów, PiS-owi, amunicji do wykorzystania w kampanii przeciwko sobie samym, podnosząc bardzo głośno i dość gwałtownie spór o zasady aborcji. Zaczęło się jawne atakowanie zaprzyjaźnionych liderów, zwłaszcza Trzeciej Drogi. Ci, szczególnie marszałek Hołownia, uspokajali, niezbyt chyba zręcznie przekładając rozpatrzenie projektów ustaw w tej sprawie na czas po wyborach. Tymczasem PiS spokojnie się wszystkiemu przyglądał. Obserwował, jak prawa strona koalicji rządowej broni się przed lewą, a nad rozwojem wydarzeń wewnątrz z trudem zbudowanego sojuszu nie panuje premier - no i wyszło, jak wyszło.

Dzisiaj widać wyraźnie, że wewnętrzny spór się koalicji nie przysłużył, a wręcz jej zaszkodził. Część polityków sądzi więc, że warto byłoby coś z tym zrobić, żeby się to nie powtarzało, zwłaszcza w obliczu zbliżania się kolejnych i kolejnych wyborów.

Już ukarani?

Nawet jeśli Lewica rzeczywiście zawiniła, to chyba akurat ona poniosła już najcięższe straty w tym boju, w wyborach do sejmików wojewódzkich zdobywając tylko kilka mandatów. Sukcesu zatem nie ma, ale nie tylko o to chodzi.

Nie należy się dziwić, że ktoś kojarzy winę nie tylko ze szkodą, ale i z odpowiedzialnością i nie chce jej zostawiać samym wyborcom, ale też przykładnie zrobić coś winowajcy. Popatrzmy - w wyborach do sejmików Lewica dostała 6,32 proc. głosów - to nawet mniej niż niedzielne sondażowe 6,8 proc., które sam Leszek Miller nazwał klęską. To także prawie 2,5 punktu procentowego mniej niż w wyborach do Sejmu, w których ledwo pół roku temu Lewica zdobyła 8,61 proc. głosów.

Konsekwencje tylko polityczne

Dla polityków tylko takie mają znaczenie, a najdotkliwsze są zwykle związane z rangą i prestiżem. Lewica ma w Sejmie zaledwie 26 posłów, ale wśród nich wicemarszałka, a poza tym aż czterech konstytucyjnych ministrów i wiceministra w prawie każdym resorcie. Co powstrzyma drażnionych od kilku tygodni liderów Trzeciej Drogi przed powiedzeniem: "To było istotne, jak mieliście prawie 9 proc. ale teraz macie niewiele więcej niż 6 proc. i jeszcze kołyszecie nam całą koalicją, przez co tracimy możliwość poszerzania władzy w samorządach..."?

Lewicy można oczywiście odebrać jakiś resort, tak samo jak Włodzimierzowi Czarzastemu można odebrać zapisane w umowie objęcie funkcji marszałka Sejmu za 1,5 roku. Byłyby to chyba jednak działania zbyt pośpieszne.

I tak jest nerwowo

Zbliżają się przecież kolejne wybory na początku czerwca, więc pewnie jeszcze nie teraz. Nie można karać za rozkołysanie koalicyjnej łódki dodatkowym jej rozkołysaniem. Przynajmniej w tym momencie, bo jak będzie później - kto wie.

W życiu koalicji już dziś widać, że KO, Trzecia Droga i Lewica nie pójdą do czerwcowych wyborów do PE razem, Lewica przezornie zarejestrowała już nawet własny komitet wyborczy. Ważą się losy PSL i Polski 2050. Zaufanie wewnątrz koalicji jednak słabnie, tym bardziej że w II turze wyborów w Będzinie, Świdnicy i Włocławku np. kandydaci KO będą walczyć o prezydentury z kandydatami Lewicy, w Sandomierzu z kandydatem PSL a we Wrocławiu Izabela Bodnar z Polski 2050 zmierzy się z popieranym przez Platformę Jackiem Sutrykiem. Wszystko to razem przedłuża niepokój tam, gdzie koalicjanci powinni czuć jedność i pewność siebie nawzajem.

Pomruki zatem jeszcze potrwają.