Były prezes Najwyższej Izby Kontroli, senator Krzysztof Kwiatkowski i były szef klubu PSL Jan Bury usłyszeli wyroki w procesie dotyczącym ustawiania konkursów na stanowiska dyrektorskie w NIK. Zostali oni skazani - odpowiednio - na osiem i sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu.

REKLAMA

  • Warszawski sąd okręgowy skazał w zawieszeniu senatora Krzysztofa Kwiatkowskiego (8 miesięcy) i byłego szefa klubu PSL Jana Burego (6 miesięcy) za nadużycia przy obsadzaniu stanowisk w NIK; wyrok jest nieprawomocny.
  • Oskarżeni zostali częściowo uniewinnieni z niektórych zarzutów.
  • Sąd uzasadnił, że działania oskarżonych naruszyły autorytet i prawidłowe funkcjonowanie NIK oraz interes osób startujących w konkursach.
  • Więcej informacji z Polski znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.

Dzisiejsza decyzja Sądu Okręgowego w Warszawie to nieprawomocny finał toczącego się od 2018 r. procesu dotyczącego zarzutów nadużycia władzy przy obsadzaniu stanowisk w Najwyższej Izbie Kontroli w 2013 r.

Akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany przez prokuraturę w sierpniu 2017 r. Krzysztofowi Kwiatkowskiemu zarzucono cztery przestępstwa, m.in. nadużycia władzy w związku z postępowaniami konkursowymi na stanowiska dyrektora delegatury NIK w Łodzi, wicedyrektora delegatury w Rzeszowie i wicedyrektora departamentu środowiska NIK.

Natomiast Jan Bury został m.in. oskarżony o podżeganie do nadużycia władzy przy okazji konkursów na stanowiska dyrektora delegatury NIK w Rzeszowie i jego zastępcy.

Wyroki w zawieszeniu i grzywny

Sąd uniewinnił byłego Krzysztofa Kwiatkowskiego od jednego z czterech zarzutów, a Jana Burego - od jednego z trzech zarzutów. Obaj byli obecni we wtorek w sądzie - zgodzili się na podawanie nazwisk.

W sprawie oskarżony był też b. wicedyrektor rzeszowskiej delegatury NIK Paweł A. Jemu również sąd wymierzył karę sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu.

Kary wobec wszystkich oskarżonych zostały zawieszone na okres próby dwóch lat. Jednocześnie sąd wymierzył grzywny - byłemu szefowi NIK i byłemu szefowi klubu PSL po 50 tys. zł, zaś Pawłowi A. - 30 tys. zł.

Sąd wymierzając kary, zobligowany był do uwzględnienia, że swoim zachowaniem oskarżeni godzili w tak fundamentalne dobro prawne, jakim jest autorytet i prawidłowość funkcjonowania Najwyższej Izby Kontroli oraz w interes prywatny osób startujących w konkursach. Tak wymierzone kary, zdaniem sądu, są słuszne i sprawiedliwe - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Izabela Szumniak.

Sędzia Maciej Gruszczyński, który był w składzie orzekającym w tej sprawie obok przewodniczącej Izabeli Szumniak i Marii Turek, powiedział na koniec ustnego uzasadnienia orzeczenia wygłoszonego przez Szumniak, że "sąd nie miał żądnych wątpliwości co do przebiegu zdarzeń" w tej sprawie.

Sąd chciał tym orzeczeniem dać wyraz, że takie standardy będą stosowane do wszystkich, czy to jest konkurs w ramach tego postępowania, czy to jest konkurs przed Krajową Radą Sądownictwa, czy to jest konkurs w sprawach o objęcie najwyższych posad w spółkach Skarbu Państwa. Sąd chciałby, aby te standardy obowiązywały powszechnie - podkreślił.

Krzysztof Kwiatkowski zapowiada apelację

Jestem usatysfakcjonowany tym orzeczeniem. Nie tylko zapadł wyrok, ale też zatriumfowała sprawiedliwość. (...) Na sali sądowej przemówiły dowody - powiedział po wyroku oskarżyciel, prokurator Marcin Rodzaj, który w 2018 r. odczytał akt oskarżenia w tej sprawie.

Z kolei Krzysztof Kwiatkowski zapowiedział złożenie apelacji. Po wyroku, w rozmowie z dziennikarzami, odniósł się do kwestii dowodów i ocenił, że "całe postępowanie było oparte o nagrania pocięte pod z góry założoną tezę". Do tej pory nie mamy oryginałów tych nagrań - zaznaczył.

Składaliśmy wnioski, żeby sąd doprowadził do sytuacji, żebyśmy mogli przeanalizować materiał dowodowy. Wiem, że trudno w to uwierzyć, oryginały podsłuchów zaginęły w trakcie rządów Prawa i Sprawiedliwości - mówił. Według niego cały proces oparty był o materiał dowodowy, którego - jego zdaniem - "nie ma".

Ze stu kilkudziesięciu świadków żaden nie powiedział, że naciskałem na któregoś z członków komisji konkursowej, celem wybrania takiego, a nie innego kandydata - podkreślił były szef Najniższej Izby Kontroli.