"Te tezy, że to Ukraina jest winna i sprowokowała Władimira Putina, Rosję, słyszymy już prawie od trzech lat, tylko że od innej osoby" - tak ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa o Ukrainie skomentował Ołeh Biłecki, ukraiński dziennikarz. Był on gościem Tomasza Weryńskiego w Radiu RMF24. Biłecki mówił również o nastrojach w Ukrainie i sytuacji na froncie.
Ukraiński dziennikarz Ołeh Biłecki był gościem Tomasza Weryńskiego w internetowym Radiu RMF24.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Prowadzący rozmowę rozpoczął od słów Donalda Trumpa o Ukrainie, wedle których to Kijów odpowiada za to, że napadła na niego Rosja. Więcej o tym znajdziecie TUTAJ. Co o tych słowach amerykańskiego przywódcy mówi się u naszego wschodniego sąsiada?
Widzę w opinii publicznej rozczarowanie, ale jednak też chęć do tego, żeby nadal prowadzić walkę dyplomatyczną. Rozumiemy specyfikę tego momentu i widzimy, że w Stanach Zjednoczonych również toczy się taka walka wewnętrzna. Nie wiadomo, do czego ona doprowadzi, bo np. ostatnie wypowiedzi senatora Sandersa, wskazują na to, że nie cała Ameryka stoi po stronie Donalda Trumpa - mówi dziennikarz.
Zdaniem gościa Tomasza Weryńskiego, słowny atak Trumpa jest skierowany osobiście do Zełenskiego. A jednym z powodów może być rzekome złe potraktowanie amerykańskiego ministra ekonomii podczas jego wizyty.
Biłecki zwrócił uwagę na słowa Trumpa, wedle których Zełenski ma 4 proc. poparcia w ukraińskim społeczeństwie. Niedawno Kijowski Instytut Socjologiczny ujawnił nowe badania, według których 57 proc. badanych popiera politykę Wołodymyra Zełenskiego. Czasami było więcej, czasami było mniej, ale nigdy nie było 4 proc. - zaznaczył ukraiński dziennikarz.
Zdaniem dziennikarza pierwszy potężny, negatywny sygnał od USA wobec Ukrainy pojawił się już w trakcie konferencji w Monachium. (Wtedy - przyp. red.) zaczęło to wyglądać inaczej. Amerykanie zapowiedzieli wtedy, że będzie spotkanie w takim trójkącie: Rosja, Stany Zjednoczone i Ukraina. Po czym wyszli ukraińscy przedstawiciele biura prezydenta i mówią, że takiego spotkania być nie może, bo nikt z Ukrainą o tym nie rozmawiał - mówił Biłecki.
Dziennikarz rozmawiał przedwczoraj z doradcą biura prezydenta Ukrainy, Mychajłem Podolakiem, który skomentował, że problemem jest brak informacji od USA.
Biuro prezydenta pokazuje dość jasno, że jeżeli o czymś nie było rozmowy z nami wcześniej, jeżeli nie było naszej zgody na te lub inne działania bądź spotkania, one po prostu się nie odbędą. To taka nasza próba stawienia czoła Donaldowi Trumpowi - powiedział Biłecki.
Wśród wypowiedzi prezydenta USA znalazły się również dotyczące przerzucania odpowiedzialności za wywołanie wojny z Rosji na Ukrainę.
To jest po prostu oburzające. Spójrzmy na to, jak się zmieniło traktowanie Władimira Putina przez politykę amerykańską. Byłem w szoku, jak szybko to się zmieniło. W krótkiej chwili z osoby, która jest zbrodniarzem wojennym, (stał się - przyp. red.) po prostu człowiekiem lub politykiem, któremu Donald Trump dziękuje za chęć zakończenia wojny - mówił dziennikarz.
Powiedział również, że obecne postulaty Trumpa pojawiały się w kontekście Ukrainy już wcześniej, ale ze strony rosyjskiej propagandy. Te tezy, że to "Ukraina jest winna" i "sprowokowała Władimira Putina, Rosję" słyszymy już prawie od trzech lat, tylko że od innej osoby - podkreślił Biłecki.
Istnieją przypuszczenia, według których Donald Trump używa pewnych stwierdzeń jako taktyki negocjacyjnej. Byłoby dobrze, gdyby tak było, ale oczywiście nie mogę tego wiedzieć - powiedział dziennikarz.
Biłecki zwrócił również uwagę na emocjonalny aspekt wypowiedzi prezydenta USA. Faktycznie to nie było uderzenie w jakąś wizję polityczną, to nie było uderzenie w coś, co jest przedmiotem dyskusji politycznej. To jest uderzenie po prostu w osobę - podkreślił gość rozmowy.
Dziennikarz śledził w ostatnim czasie rosyjskie media i zauważył widoczny w nich "triumf".
To jest chyba największy sukces rosyjskiej propagandy. Oni teraz mówią na swoich antenach o powrocie systemu SWIFT, o powrocie McDonalda - powiedział Biłecki. Zaznaczył przy tym, że "nie wygląda to na część większej strategii".
Ukraiński dziennikarz mówił o opiniach Ukraińców na temat możliwości zakończenia wojny i tego, jak może wyglądać ich kraj później.
Opinie są różne, ale tak naprawdę tutaj nie chodzi o zakończenie tej wojny. To może być jej zamrożenie czy zatrzymanie, aczkolwiek Rosjanie nie osiągnęli jeszcze swojego wielkiego celu, od którego to wszystko się zaczęło. To jest neutralizacja, impotencja polityczna Ukrainy i doprowadzanie jej do stanu takiej drugiej Białorusi, z zewnętrzną rosyjską okupacją - mówił dziennikarz.
Wyjaśnił też, że pojawiają się opinie, że niektórzy Ukraińcy chcą jedynie spokojnego życia, po latach zmęczenia. Ta druga część społeczeństwa jest świadoma tego, że to będzie trudny okres dla Ukrainy, ponieważ ta wojna się nie skończy, tylko się zatrzyma. Wyjedzie sporo ludzi z dobrym wykształceniem, z fachem i po tym wszystkim żadna inwestycja nie przyjdzie do kraju, bo nikt nie zechce zainwestować w państwo, które ciągle jest zagrożone - powiedział Biłecki.
Mimo rozmów i deklaracji, wojna trwa.
Niestety ta noc też była niespokojna. To był jeden z najdłuższych alarmów, jakie mieliśmy. Po godzinie 21:00 zaczął się alarm w Kijowie, a to wszystko się skończyło około 6:00 nad ranem. Przez całą noc, był alarm przez rosyjskie drony - relacjonował dziennikarz.
Jeżeli chodzi o front, to teraz Rosjanie nieco spowolnili ofensywną okupację na terenach obwodu donieckiego. To dobra wiadomość, ale nadal niestety Rosjanie stoją pod Pokrowskiem - to jest większe miasto i też hub logistyczny, bardzo ważny dla ukraińskiego wojska - powiedział ukraiński dziennikarz, Ołeh Biłecki.
Opracowanie: Natasza Pankratjew