Rosja nie dąży do zajęcia całej Ukrainy i absolutnie nie ma planów zagarnięcia terytoriów, należących do dawnego Związku Radzieckiego. Z Moskwy popłynęły "kojące" komunikaty, będące reakcją na niedawne doniesienia amerykańskiego wywiadu. Fakty przemawiają jednak przeciwko Rosji. Coraz mniej jest ludzi, którzy nabierają się na próby zmącenia wody przez Putina i jego sojuszników.

REKLAMA

  • Amerykański wywiad ostrzega, że Putin nie planuje zakończyć wojny na Ukrainie i dąży do kontroli nad całym krajem oraz innymi terytoriami byłego ZSRR.
  • Rosja zaprzecza tym zarzutom, chociaż równocześnie wysuwa oskarżenia i groźby wobec Zachodu.
  • Wzrost incydentów i ataków hybrydowych ze strony Rosji powoduje, że NATO rozważa bardziej agresywną postawę.
  • Eksperci, jak Antony Blinken, uważają, że Putin dąży najpierw do zdobycia Donbasu, a potem całej Ukrainy, i nie zadowoli się ustępstwami.
  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl

Pieskow dał głos

Amerykańskie służby wywiadowcze ostrzegają, że Władimir Putin nie zamierza zakończyć wojny w Ukrainie i dąży do przejęcia kontroli nad całym krajem, a także nad terytoriami byłych państw bloku sowieckiego, w tym należących obecnie do NATO. Według informacji agencji Reutera, powołującej się na sześć źródeł związanych z wywiadem USA, zagrożenie ze strony Rosji rośnie, mimo zapewnień Putina o gotowości do rozmów pokojowych.

Amerykański wywiad podkreśla, że Polacy i kraje bałtyckie są przekonani o realności rosyjskiego zagrożenia. Obecnie Rosja kontroluje około 20 proc. terytorium Ukrainy, w tym strategiczne regiony Donbasu (choć bez pasa umocnień) i Krym. Prezydent USA Donald Trump naciska na Kijów, by wycofał wojska z części Doniecka, co stanowczo odrzuca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Informacje Reutersa oczywiście zdementowali przedstawiciele rosyjskich władz. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow poinformował:

Rzeczywiście widzieliśmy kilka chaotycznych doniesień w tej sprawie. Nawet jeśli są prawdziwe, to są to sytuacje, w których agencje wywiadowcze opierają się na błędnych założeniach, badaniach i wnioskach. To absolutnie nieprawda.

Wiceszef rosyjskiego MSZ o "awanturniczych krajach NATO"

Według wiceministra spraw zagranicznych, Rosja wykazuje się "wyjątkową powściągliwością" w odpowiedzi na "awanturnicze i prowokacyjne" kroki podejmowane przez NATO.

Z całą pewnością nie planujemy ataków na kraje UE i NATO. Rosja nie realizuje agresywnych celów, o które jesteśmy oskarżani - powiedział Siergiej Riabkow, dodając, że pomimo "powściągliwej polityki prowadzonej przez USA, ryzyko konfrontacji między Rosją i NATO pozostaje znaczne ze względu na wrogie działania państw europejskich".

Równocześnie Riabkow stwierdził, że Moskwa będzie reagować na agresywne zachowania Waszyngtonu, takie jak wznowienie testów jądrowych. Wiceminister przekazał również, że Rosja analizuje plany Zachodu, dotyczące gromadzenia rakiet średniego i krótkiego zasięgu, a odpowiedzią na to ma być m.in. rozmieszczenie systemów Oriesznik na Białorusi.

Kreml zaciemnia obraz

Z jednej strony mamy do czynienia więc z bezpośrednim oskarżeniem Europy o wrogie działania wobec Rosji, z drugiej Riabkow podaje przykłady działań (wznowienie testów, rozmieszczenie rakiet), za które odpowiadają wyłącznie USA - nazwane przez rosyjskiego polityka "powściągliwymi".

Mamy także wypowiedzi samego Władimira Putina, który powtarza słowa oficjalnej "linii Kremla", grożąc równocześnie Europie konfliktem na "niespotykaną skalę".

Realia jednak są następujące: w ostatnich miesiącach odnotowano wzrost liczby incydentów, takich jak podpalenia, ataki na infrastrukturę krytyczną czy próby destabilizacji społeczeństw. Admirał Giuseppe Cavo Dragone, szef Komitetu Wojskowego NATO poinformował pod koniec listopada, że Sojusz rozważa przyjęcie bardziej agresywnej postawy wobec hybrydowych ataków Rosji. Rozważamy bycie bardziej agresywnym lub proaktywnym zamiast reaktywnym - przekazał w rozmowie z brytyjskim "Financial Times".

Dragone użył wówczas zwrotu, który głęboko wrył się w pamięć rosyjskich decydentów. Admirał powiedział, że także "uderzenie wyprzedzające" może zostać uznane (w odpowiednich warunkach) za "działanie obronne". Natychmiast dodał jednakże, iż taki styl działania jest daleki od tego, co reprezentuje NATO.

Rosyjskie agencje państwowe oczywiście zupełnie inaczej potraktowały tę wypowiedź. Rzeczniczka prasowa tamtejszego MSZ stwierdziła, że oświadczenie admirała podważa "mit o czysto defensywnym charakterze" NATO i podsyca "antyrosyjską histerię". W rezultacie, każda wypowiedź na Zachodzie, która nie wpisuje się w doktrynę rosyjską, jest przez Moskwę traktowana jako wroga postawa.

Blinken nie ma najmniejszych wątpliwości

O tym, że znaleźliśmy się w punkcie przełomowym, mówił dla stacji CNN były sekretarz stanu USA Antony Blinken. Dla niego kwestia wojny w Ukrainie nie jest jedynie lokalnym konfliktem, ale oznacza podważenie przez Rosję całego dotychczasowego światowego porządku bezpieczeństwa.

Rosjanie zdobywają niewielki teren, ponosząc porażające straty. Mówimy o 1 procencie ukraińskiej ziemi w 2025 roku za cenę dziesiątek tysięcy zabitych i setek tysięcy rannych. Ukrainie należy zapewnić sprzęt i gwarancje, które sprawią, że Rosja nie wykorzysta okresu rozejmu do zebrania sił i ponownego uderzenia - mówi Blinken.

Czy to, co proponuje administracja Trumpa wystarczy, by zakończyć wojnę?

Krótka odpowiedź, brzmi "nie". Po pierwsze nie da się zmusić Ukraińców, by dobrowolnie oddali terytorium. Po drugie naprawdę nie sądzę, że danie Rosji tego, czego chce usatysfakcjonuje Putina. Za każdym razem, gdy widzimy Ukraińców, którzy są gotowi na ustępstwa i piłka jest po stronie Rosjan, ci odmawiają uczestnictwa w grze. Putin nie jest zainteresowany. On nadal jest przekonany, że może osiągnąć wszystko, czego chce poprzez siłę i jest gotów poświęcić wiele, by to zrobić.

Czego zatem chce Putin według Blinkena? W pierwszym rzucie chce Donbasu, w drugim rzucie chce całej Ukrainy. Czy jest w stanie osiągnąć to za jednym zamachem? To już inna sprawa.