Ratownicy zakończyli akcję na miejscu katastrofy śmigłowca w mieście Browary pod Kijowem. W wypadku zginęli szef MSW Ukrainy Denys Monastyrski, dwaj jego zastępcy oraz 11 innych osób, w tym jedno dziecko. Maszyna spadła na terenie przedszkola. "Wszystko płonęło" - mówili świadkowie zdarzenia.

REKLAMA

Śmigłowiec resortu ds. sytuacji nadzwyczajnych z delegacją resortu rozbił się w środę rano w Browarach, mieście w aglomeracji Kijowa. W katastrofie zginęło 14 osób, w tym: minister Monastyrski, jego pierwszy zastępca Jewhenij Jenin i jeszcze jeden wiceminister spraw wewnętrznych Jurij Łubkowycz.

Śmigłowiec rozbił się w pobliżu przedszkola. Wśród ofiar śmiertelnych jest dziecko. Rannych zostało 25 osób, w tym 11 dzieci.

Nowym wiceministrem spraw wewnętrznych oraz p.o. szefa MSW Ukrainy został komendant ukraińskiej policji Ihor Kłymenko - oznajmił premier kraju Denys Szmyhal.

"Wszystko płonęło"

Agencja Reutera rozmawiała z osobami, które były w pobliżu tragedii.

Na samym początku była niepewność, ponieważ nie było słychać syreny alarmowej. Zrozumieliśmy, że to nie był atak wroga - mówi 17-letni Hlib.

Kiedy po raz pierwszy tu przybiegłem, było dużo dymu. Nikt nie widział dalej niż na wyciągnięcie ręki, a przez dym unosił się nieprzyjemny, gryzący zapach - podkreślał.

Three days of mourning declared in #BrovaryActing Minister of Internal Affairs Ihor Klymenko said that the investigation is doing everything possible to establish the causes of today's catastrophe as soon as possible.Video of the first minutes after the helicopter crash. pic.twitter.com/6Yu3gswPqO

nexta_tvJanuary 18, 2023

Wzięliśmy kilka masek i zmoczyliśmy je wodą, aby nie wdychać tego nieprzyjemnego zapachu. Potem usłyszeliśmy krzyki, biegały dzieci i zaczęliśmy pomagać. Ludzie przerzucali dzieci przez ogrodzenie. Udało nam się zabrać troje - jednego chłopca i dwie dziewczynki. Jedna z dziewcząt miała większe obrażenia niż pozostałe - siniaki na twarzy i skaleczenia - dodawał Hlib.

Jak informował 17-latek, udzielali pierwszej pomocy dzieciom. Zakładaliśmy bandaże, sprawdzaliśmy, czy ich kości i stawy są nieuszkodzone. Sprawdzaliśmy ich wzrok i słuch, pytaliśmy o nazwiska - mówił.

/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA
/ SERGEY DOLZHENKO / PAP/EPA

56-letni Witalij powiedział, że widział, jak samolot szybko spada i rozbija się na terenie przedszkola.

Myślałem, że to silnik rakiety lub coś w tym stylu, coś bardzo dużego - mówił.

Jednym ze świadków była również Tetiana Szebika, babcia dziecka, które było w przedszkolu, na które spadł śmigłowiec.

Usłyszeliśmy eksplozję. Córka pobiegła po wnuczkę, która chodzi do przedszkola. Zabraliśmy ją. Tam wszystko płonęło. Płonęły samochody w pobliżu budynku numer 19 - mówiła w rozmowie z Reutersem.

"To był szok, apokalipsa"

Mykoła Antonow powiedział, że tuż przed katastrofą odprowadzał syna do przedszkola.

Kiedy weszliśmy (do żłobka), usłyszeliśmy dźwięk silnika. Jedna z przedszkolanek powiedziała, że to mogą być latające Shahedy (irańskie drony - przyp. red.). Powiedziałem, że to sprawdzę i otworzyłem okno. Zobaczyłem ogromną sylwetkę helikoptera - powiedział

Zdołałem tylko krzyknąć "ukryjcie się, schowajcie" i nastąpiła eksplozja - kontynuował.

Jak dodawał, próbował gasić palące się ubranie i szukać syna. Udało mu się dobiec do drzwi, dzięki Bogu nic mu się nie stało. Zaczęliśmy wyprowadzać dzieci. Nauczyciele byli wspaniali, zareagowali szybko i udało nam się wszystkie dzieci wyprowadzić na podwórko. Wyszliśmy i to był szok, apokalipsa, wszystko się paliło - zaznaczał.

Szmyhal przestrzega przed pochopnymi wnioskami

Premier Denys Szmyhal zaapelował do obywateli, by nie wyciągali pochopnych wniosków i unikali "spekulacji" w sprawie katastrofy śmigłowca.

"Śledztwo potrwa pewien czas, tak więc apelujemy o unikanie rozmaitych teorii, spekulacji, i o poczekanie na komentarze i wnioski oficjalne" - napisał Szmyhal w oświadczeniu na Telegramie.

Śmigłowiec Ukraina otrzymała w 2020 roku

Śmigłowiec EC225/H225 Super Puma, który rozbił się w środę rano w Browarach to 11-tonowy śmigłowiec z rodziny Eurocopter Super Puma. Producentem i dostawcą maszyny jest Francja.

Rzecznik lotnictwa ukraińskiego Jurij Ihnat poinformował, że śmigłowce Super Puma są używane w kraju przez różne służby, m.in.: Państwową Służbę Graniczną, Gwardię Narodową, czy Państwową Służbę ds. Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy. Maszyna która rozbiła się w Browarach, należała do resortu ds. sytuacji nadzwyczajnych. Miała numer boczny 54. Trafiła na Ukrainę w 2020 roku - podał ukraiński portal informacyjny Fakty.

Maszyny Super Puma, którymi dysponuje Ukraina, trafiały do kraju od grudnia 2018 roku, w rezultacie porozumienia na dostawę śmigłowców z Airbus Helicopters (wcześniej: Eurocopter). MSW w Kijowie informowało w 2018 roku, że Ukraina otrzymuje 21 przebudowanych maszyn H255 oraz 10 nowych H145 i 24 H125. Dwa śmigłowce typu H255 zostały przystosowane do realizacji zadań na Ukrainie w ciągu zaledwie ponad trzech miesięcy.

Jakie przyczyny katastrofy?

Deputowany Serhij Rachmanin, członek komisji bezpieczeństwa narodowego, obrony i wywiadu Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy powiedział PAP, że oficjalnych wersji katastrofy jeszcze nie ma.

Wstępne mówią o złych warunkach pogodowych i niskiej wysokości, na jakiej leciał śmigłowiec - powiedział deputowany.

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy podała zaś, że na razie rozpatrywanych jest "kilka wersji tragedii, w tym: naruszenie zasad lotu, niesprawność techniczna śmigłowca, umyślne działania dotyczące zniszczenia środka transportu". Prokuratura generalna Ukrainy oświadczyła, że rozpatruje "wszystkie możliwe wersje" wypadku.