Znalezienie poza Układem Słonecznym planety odpowiedniej do powstania życia, może być trudniejsze, niż się wydawało. Naukowcy z Poczdamu twierdzą, że dotychczas stosowane kryterium tak zwanej strefy możliwej do zamieszkania trzeba będzie zmodyfikować. Jak piszą na łamach czasopisma "Astronomy & Astrophysics" sama szansa na wystąpienie wody w postaci ciekłej już nie wystarczy.

Astronomowie znaleźli już kilkaset planet poza naszym Układem Słonecznym, niektóre z nich krążą wokół gwiazd w takiej odległości, że teoretycznie możliwe byłoby utrzymanie się na nich wody w postaci ciekłej. To prócz istnienia atmosfery, jeden z warunków koniecznych do powstania tam życia.

Badania niemieckich astronomów z Astrophysical Institute Potsdam (AIP) sugerują jednak, że to nie wystarczy. Jeśli gwiazda jest mała, jej promieniowanie słabsze to strefa teoretycznie możliwa do zamieszkania, znajduje się bliżej.

Wtedy jednak oddziaływanie grawitacyjne silnie zaburza ruch planety. Po stosunkowo krótkim czasie ustawia ją jak Księżyc wobec Ziemi: jedną stroną zwróconą na stałe w kierunku gwiazdy. To sprawia, że na oświetlonej półkuli jest zbyt gorąco, no ocienionej zbyt zimno, by życie mogło się tam rozwinąć.

Efekty grawitacyjne ustawiają też oś obrotu planety prostopadle do płaszczyzny orbity wokół gwiazdy. To sprawia, że na takiej planecie nie ma pór roku, rejony polarne są całkowicie skute lodem a obszary równikowe mają bardzo wysoką temperaturę. Takie różnice przyczyniają się do powstania gwałtownych zjawisk pogodowych, z czasem mogą też doprowadzić do całkowitej utraty atmosfery.

Na razie znaleziono interesujące, skaliste planety właśnie wokół takich małych gwiazd. Być może jednak trzeba je z listy potencjalnych miejsc do zamieszkania wykluczyć. Wydaja się, że po to by znaleźć drugą Ziemię trzeba wcześniej poszukać drugiego Słońca...