Na terenie Politechniki Świętokrzyskiej w Kielcach trwa trzydniowy finał szóstej edycji międzynarodowych zawodów robotów marsjańskich European Rover Challenge. To jedyny na świecie turniej robotyczno-kosmiczny, który odbędzie się w tym roku po ogłoszeniu pandemii koronawirusa. Ma jednak inną niż zwykle formułę. Uczestniczące w nim drużyny nie przyjechały ze swoimi robotami, natomiast bezpośrednio ze swoich krajów będą zdalnie sterować robotami udostępnionymi przez organizatorów. Jak mówi RMF FM Robert Lubański, prezes Mars Society Polska i sędzia zawodów, na potrzeby konkursu zbudowano unikatowy w skali świata tor marsjański.

Zawodom w dniach 11-13 września 2020 towarzyszą pokazy naukowo-technologiczne oraz konferencja mentoringowo-biznesowa z udziałem ekspertów i przedstawicieli firm sektora kosmicznego, w tym m.in. Astronika, CBK, GMV, PIAP Space, SENER. Całość imprezy jest transmitowana na żywo online na stronie www.roverchallenge.eu

Grzegorz Jasiński: Zacznijmy od toru. Ja tu widzę ślady. Pierwsze ślady człowieka na Marsie? Skąd się wzięły?

Robert Lubański: Oczywiście zaraz po zbudowaniu toru znaleźli się amatorzy chętni, by zobaczyć go z bliska. Zostawili odciski swoich stóp. Po zbudowaniu toru padał deszcz i tor był miękki. Ślady zostały wyraźne. 

Przed dzieciakami nie da się obronić. 

Specjalnie nam to nie przeszkadza, mamy świadomość, że tak to się dzieje. Przed zawodami jeszcze ten teren poprawiamy, żeby wyglądał jak najlepiej dla zawodników i obserwatorów. 

On wygląda bardzo dobrze, jest czerwonawy, są tu też takie skały, które na zdjęciach z Marsa wydaje się, że i tam są. Ale chciałbym zapytać o ogólne zasady, jakim ten teren ma sprostać, czy one są uniwersalne dla konkursów na całym świecie, czy ERC ma swoje specjalne zasady?

Nasz tor jest wyjątkowy, bo nikt na świecie do takich celów nie buduje aż tak zaawansowanych obiektów o takiej wielkości. To jest około 1200 metrów kwadratowych powierzchni przygotowanej jako symulowana powierzchnia Marsa. Ona odbiega od tego, co jest na Marsie, bo tam są rozległe przestrzenie, my staraliśmy się na mniejszej powierzchni zebrać większą liczbę form geologicznych, charakterystycznych dla Czerwonej Planety.

Ile materiału trzeba było tu wysypać?

W tej chwili na torze jest ponad 500 ton różnego rodzaju materiału. 

O jakie formy geologiczne tu państwu chodziło?

Nasz tor zaprojektował zespół geologów, którzy na co dzień pracują na uczelniach za granicą, albo w Anglii, albo nawet w ośrodku NASA w Stanach Zjednoczonych. I ten tor jest przygotowany pod konkurencję naukową. W tej konkurencji naukowej, na podstawie zdjęć pseudosatelitarnych, czyli zrobionych z drona, zespoły mają za zadanie ocenić geologię tego obszaru. Tak jest wszystko przygotowane, że na podstawie tych zdjęć można określić, które formy geologiczne są starsze, które młodsze, w jakiej kolejności one powstawały, w wyniku działania jakich, różnych sił natury. Właśnie na tej podstawie zespoły przedstawiają swoje hipotezy, które w trakcie przejazdu już łazikiem będą weryfikować.

Utrudnieniem dla nich jest to, co w praktyce dla tego konkursu jest atutem, czyli to, że nie ma ich tutaj, nie mogą na własne oczy zobaczyć, jak to wygląda. Wszystkie informacje dostają tak naprawdę w postaci tych zdjęć z drona i tego, co widzi łazik. 

Tak, to w tej chwili bardziej przypomina rzeczywistą misję marsjańską, podczas której operatorzy też pozostają na Ziemi, w centrach NASA czy ESA. Mając do dyspozycji tylko dane, które przesyła im łazik, muszą ocenić to co widzi, wybrać drogę, którą ma się poruszać, do jakich pozycji ma dotrzeć, jakie badania w danej pozycji ma przeprowadzić. Tutaj jest to bardziej zbliżone do tych metod działania naukowców i inżynierów, którzy pracują przy rzeczywistych misjach marsjańskich. 

Tym razem uczestnicy będą kierować się robotami, które są zunifikowane, to ten sam model polskich łazików. Czy tor został przygotowany też pod kątem tych konkretnych łazików? W normalnej sytuacji drużyny przyjeżdżają ze swoimi, różnymi robotami. Tutaj państwo dokładnie wiedzą co będzie jeździło. 

Tak, oczywiście tor został tak przygotowany, żeby ten łazik miał szansę dotrzeć do miejsc, które mogą być interesujące dla zespołów, dla geologów wspomagających te zespoły. I tak łazik jest dosyć nieduży, ma rozmiar niecałe pół metra na pół metra, więc dla niego ten tor od razu robi się większy. Przedtem zespoły miały łaziki przeważnie co najmniej 2 a nawet 3 razy większe. Te roboty poruszały się z dużo większą prędkością, mogły pokonywać większe przeszkody. W tym roku robot jest mały i my już projektując i wykonując tor uwzględnialiśmy to, że on musi dojechać do wszystkich interesujących miejsc. Na tym torze nie każdą drogą można dojechać do każdej wyznaczonej lokalizacji, ale są takie są ścieżki, które można znaleźć na podstawie map, czy zdjęć i wyznaczyć drogę, którą tym łazikiem spokojnie da się dojechać do zaplanowanego celu. 

Jak wyglądała symulacja tych warunków geologicznych? Państwo rzuciliście tu trochę materiałów, różnych kamieni, różnych skał, w różnej kolejności? Jak to w praktyce wyglądało?

W praktyce wyglądało to tak, że geolodzy przygotowali mapę, na której zaznaczono główne formacje i później również zespół geologów przyjechał tutaj na miejsce i w trakcie budowy tego terenu kierował ciężkim sprzętem oraz sprzętem, który przywoził nam różne materiały, gdzie ma być wysypywany, w jakiej kolejności. Później oczywiście nie obyło się bez własnoręcznej pracy. To, co można było zrobić ciężkim sprzętem zrobiono ciężkim sprzętem, to co trzeba było wygładzić, wyrównać, ukształtować w odpowiedni sposób, zrobiliśmy ręcznie. 

Ten materiał pochodzi stąd, z Kielecczyzny, to jest taki Mars w wersji świętokrzyskiej, czy też innych miejsc? 

Od wielu lat korzystamy z usług naszego wypróbowanego partnera, który nam dostarcza wszelkiego rodzaju kruszywa. To jest kopalnia Józefka tutaj pod Kielcami. 

Będzie pan także sędzią tych zawodów. Proszę powiedzieć na co jurorzy będą zwracali uwagę w tym roku szczególnie w tej nowej hybrydowej formule?

Szczególny nacisk kładziemy ma coraz większe zastosowanie autonomii przy poruszaniu się łazików, przy operacjach na zrobotyzowanym ramieniu. Sprzyja temu sama formuła zawodów czyli to, że te zespoły są u siebie na miejscu na uczelniach, gdzie mają najlepszy dostęp do najszybszego internetu. I to coraz bardziej przypomina rzeczywiste misje marsjańskie, w których coraz większy nacisk kładzie się na autonomię ze względu na to, że są duże opóźnienia. Taki sygnał czasami podróżuje w jedną stronę od 6 do 20 minut, jeśli operator chciałby sterować łazikiem oddalonym o miliony kilometrów na bieżąco, po wykonaniu ruchu musiałby czekać kilkanaście, czy kilkadziesiąt minut na to, by sprawdzić jego efekty. Jeśli łazik jest wyposażony w autonomię można mu zadać pewne zadanie do wykonania, a po tym czasie przerwy w łączności sprawdzić tylko, czy prawidłowo zostało ono wykonane. Jednocześnie można mu zadać już następne zadanie do wykonania. Tak samo tutaj w naszych konkurencjach też chcemy, żeby w tym kierunku iść. W tym roku jeszcze nie zastosujemy opóźnienia w sygnale, który dociera od zespołu do robota i w przeciwnym kierunku, ale w następnych latach będziemy chcieli iść w tym właśnie kierunku, by te misje zbliżyć do rzeczywistych warunków i jakby w ten sposób wymóc na zespołach, czy premiować, autonomię. Zespoły, które będą potrafiły zastosować autonomię będą w ten sposób zdobywały przewagę nad zespołami, które tylko manualnie kierują łazikiem na torze. 

Zespoły mają możliwość przygotowywania się już od bodajże początku sierpnia, ten tor jest gotowy, oni dostali jego specyfikację, te "satelitarne" zdjęcia z drona. Mają możliwość przekonać się, który fragment dobrze byłoby pokonać autonomicznie, gdzie ewentualnie trzeba przejąć kontrolę. Co więc będzie premiowane, dokładność jazdy, szybkość przemieszczania się, precyzja? 

Będzie premiowana precyzja, bo zespoły, startując z jednego punktu oznaczonego 00 będą miały za zadanie dotrzeć do wyznaczonych w terenie sześciu punktów. Dostaną ich współrzędne i będą mieli za zadanie dotrzeć do nich jak najbliżej. Po wskazaniu przez nich, że są przy tym punkcie będziemy mierzyli odległość, która jest miarą sukcesu w tym zadaniu. W trakcie przejazdu będą realizowane dwa zadania, właśnie konkurencja nawigacyjna, która polega na dotarciu najbliżej do tych punktów, oznaczonych specjalnymi landmarkami z kodami, które pomogą operatorom się orientować. Drugie zadanie jest kontynuacją zadania naukowego. Chodzi o zweryfikowanie hipotez geologicznych, przedstawionych w planie misji, znalezienie interesujących ich miejsc, zrobienie zdjęć ich opis i wyjaśnienie dlaczego akurat te punkty są ważne. W tym roku każdy zespół ma do dyspozycji dokładnie ten sam zestaw instrumentów, tylko od jego inwencji, sposobu ich wykorzystania zależy, jaki efekt osiągną.