Sędzia federalny Bruce Reinholt upublicznił nakaz rewizji posiadłości Donalda Trumpa na Florydzie. Z dokumentów wynika, że Trump podejrzewany jest o złamanie ustawy o szpiegostwie, a z jego domu agenci FBI zabrali ściśle tajne dokumenty.

REKLAMA

Upublicznienie dokumentów - nakazu rewizji oraz protokołu zabranych rzeczy - nastąpiło na wniosek prokuratora generalnego i za zgodą samego byłego prezydenta. Nakaz zezwala na konfiskatę "wszystkich fizycznych dokumentów stanowiących dowody, kontrabandę, owoce przestępstwa lub inne nielegalnie posiadane przedmioty", stanowiących złamanie trzech przepisów kodeksu karnego, w tym ustawy o szpiegostwie.

Przepisy dotyczą m.in. przechowywania dokumentów zawierających informacje związane z obroną narodową, które "mogą zaszkodzić Stanom Zjednoczonym lub pomóc obcemu przeciwnikowi". Nakaz pozwala także na konfiskatę "dowodów świadomej zmiany, niszczenia lub ukrywania" oficjalnych dokumentów. Wystawienie nakazu oznacza, że sędzia uznał, że istnieją solidne przesłanki, by podejrzewać, że były prezydent mógł złamać wymienione przepisy.

Protokół zarekwirowanych przedmiotów wymienia 26 pudełek, z których jedno zawiera zestaw dokumentów o najwyższej klauzuli tajności TS/SCI (Top Secret/Senstive Compartmented Information), cztery o klauzuli "ściśle tajne", trzy "tajne" i trzy "poufne". Wśród pozostałych przedmiotów jest też dokument określony "Info nt. prezydenta Francji", ręcznie napisane notatki, zdjęcia, czy po prostu "dokumenty".

Trump wcześniej twierdził, że zdeklasyfikował wszystkie posiadane dokumenty przed opuszczeniem Białego Domu, jednak nie jest jasne, czy zrobił to zgodnie z przepisami.

Nie jest jasne, czy wśród skonfiskowanych dokumentów były te dotyczące broni jądrowej. W czwartek "Washington Post" informował, że właśnie takie podejrzenia mieli śledczy.

Trump nazwał te doniesienia mistyfikacją. W późniejszym oświadczeniu napisał też: "Prezydent Barack Hussein Obama zatrzymał 33 miliony stron dokumentów, wiele z nich niejawnych. Jak wiele z nich dotyczyło (kwestii) nuklearnych? Mówią, że wiele!".

Trump odniósł się w ten sposób do ponad 30 milionów dokumentów, które Archiwa Narodowe dobrowolnie wysłały do Chicago na potrzeby powstającej biblioteki prezydenckiej Obamy.

Administracja Archiwów Narodowych (NARA) wkrótce potem wydała oświadczenie, w którym zaprzeczyła, by wśród dokumentów były te opatrzone klauzulą niejawności. Dodała też, że sprawuje pieczę nad dokumentami.