Izraelskie ataki na obiekty wojskowe w Syrii mogą doprowadzić do eskalacji napięcia w całym regionie Bliskiego Wschodu. Tak twierdzi Abu Muhamad al-Dżaulani przywódca ugrupowania Hajat Tahrir asz-Szam (HTS), które przed tygodniem przejęło władzę w Damaszku.

REKLAMA

Argumenty Izraela straciły moc i nie usprawiedliwiają już wcześniejszych naruszeń syryjskiej granicy - powiedział w wywiadzie dla telewizji Syria TV lider największego z ugrupowań, które 8 grudnia obaliły reżim Baszara al-Asada.

Dodał, że jedynym sposobem na zapewnienie w kraju bezpieczeństwa i stabilności są rozwiązania o charakterze dyplomatycznym.

Znużona wojną Syria nie pozwoli na nowe konfrontacje po latach konfliktów. Priorytetem na tym etapie jest odbudowa i stabilność, a nie wchodzenie w spory, które mogłyby doprowadzić do dalszych zniszczeń - zapewnił przywódca HTS.

Tylko w ciągu ostatniego tygodnia Izrael przeprowadził około 500 ataków w Syrii. Jak zauważa Sky News, armia niszczy tam przede wszystkim "zapasy broni o znaczeniu strategicznym".

Izraelskie siły zbrojne potwierdziły, że zniszczyły wiele pocisków dalekiego zasięgu, rakiet Scud, pocisków manewrujących, myśliwców, śmigłowców, czołgów oraz około 90 proc. rakiet ziemia-powietrze znajdujących się na wyposażeniu syryjskiej armii.

Po ucieczce Baszara al-Asada wojska izraelskie weszły też do strefy zdemilitaryzowanej, która została utworzona w Syrii po wojnie arabsko-izraelskiej w 1973 roku. Armia Izraela przeszła na syryjską stronę góry Hermon w pobliżu Damaszku, gdzie przejęła opuszczony posterunek wojskowy.

Szef sztabu armii Izraela gen. Herci Halewi zapewnił, że jego kraj "nie ingeruje w to, co dzieje się w Syrii i nie ma zamiaru nią rządzić", jednak "jest zaangażowany w zapewnienie bezpieczeństwa swoim obywatelom" mieszkającym w pobliżu granicy z Syrią.