Miejsce, gdzie doszło do wybuchów na Nord Stream, nie jest przypadkowe. Spotykają się tam cztery ważne instalacje, przewodzące gaz, prąd i internet – pisze o tym gazeta "Aftonbladet". Ekspertów ze Szwecji zastanawia także 7-godzinny odstęp pomiędzy detonacjami. "To może świadczyć o tym, że za pierwszym razem coś poszło nie tak" - mówi Hans Liwång, ekspert z akademii wojskowej.

REKLAMA

Obszar, gdzie eksplozje uszkodziły dwa niemieckie gazociągi w szwedzkiej strefie ekonomicznej, ma zaledwie kilka kilometrów szerokości. Przez niego przebiegają cztery instalacje: Nord Stream 1, którym płynie gaz z Rosji do Niemiec; Nord Stream 2 - tymczasowo wyłączony z użytku; biegnący równolegle do nich C-Lion 1, czyli podmorski kabel komunikacyjny między Finlandią a Niemcami oraz krzyżujący się z nimi prostopadle podmorski kabel wysokiego napięcia SwePol Link, łączący Szwecję z Polską.

"Nie uważam, by było to przypadkowe miejsce" - uważa Oskar Frånberg z wyższej szkoły technicznej w Blekinge. Co więcej, jego zdaniem miejsce to wcale nie jest łatwo znaleźć.

"Nie jest łatwo znaleźć na dnie morza taką infrastrukturę, nawet jeśli masz mapę i wiesz, gdzie się znajduje. Trzeba mieć bardzo dobre wyposażenie i zdolność orientowania się pod wodą" - dodaje.

Kartorna visar: Nord Stream-ledningarna sprngdes i en knslig zonhttps://t.co/6DhugATzE9

AftonbladetOctober 5, 2022

Wciąż nie wiadomo, czy zdetonowano ładunki znajdujące się wewnątrz czy na zewnątrz gazociągów.

Hans Liwång, ekspert z akademii wojskowej podejrzewa, że ładunki umieszczono na gazociągach przy pomocy sterowanego zdalnie z pokładu okrętu urządzenia podwodnego.

Zwraca on uwagę na fakt, że były dwie detonacje, dzieliło je 7 godzin. "Być może za pierwszym razem coś poszło nie tak, jak powinno" - mówi, zastrzegając, że obecny stan wiedzy jest niewystarczający. Rozwiązaniem byłoby odnalezienie resztek materiałów wybuchowych, ale to - jego zdaniem - może być bardzo trudne. Wyciek sprawił bowiem, że ślady takie, czy fragmenty ładunku mogą znajdować się dziś w zupełnie innej części Bałtyku.

Dziennik "Dagens Nyheter" podał dziś, że dno Morza Bałtyckiego wokół miejsc, gdzie doszło do wycieku gazu z Nord Stream 1 i Nord Stream 2 w szwedzkiej strefie ekonomicznej, badają dwa okręty marynarki wojennej. Ich obecność ma związek ze śledztwem, jakie w sprawie eksplozji wszczęła szwedzka policja ds. bezpieczeństwa.

Spółka Nord Stream poinformowała z kolei, że potrzeba miesiąca, by móc rozpocząć inspekcję w miejscu wycieku gazu. Według niej przeszkodą jest sama Szwecja, która utworzyła strefę specjalną w okolicy miejsc wycieku gazu.

Wprowadzono tam zakaz żeglugi, kotwiczenia, nurkowania, korzystania z jednostek podwodnych, a także między innymi zakazano badań sonarowych.