"Te dokumenty teraz znikają. Jako naukowiec mam ogromną obawę, że (...) zostaną, być może, całkowicie wycofane z obrotu. I efekt będzie taki, że nie poszerzymy swojej wiedzy" - tak twierdzi dr hab. nauk humanistycznych Paweł Zarychta, prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, który był gościem Marcina Jędrycha w Radiu RMF24. Dom Aukcyjny Felzmann w Neuss planował sprzedaż dokumentów i przedmiotów związanych z ofiarami obozów koncentracyjnych. Przeciwko aukcji zaprotestował Międzynarodowy Komitet Oświęcimski, prezydent Karol Nawrocki oraz szef MSZ Radosław Sikorski, co poskutkowało wycofaniem aukcji.

REKLAMA

  • Niemiecki dom aukcyjny Felzmann wycofał sprzedaż dokumentów z Auschwitz po protestach m.in. Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego oraz władz Polski.
  • Prof. Paweł Zarychta ostrzega, że dokumenty z prywatnych kolekcji mogą "zniknąć z obrotu", co utrudni badania historyczne i poszerzanie wiedzy o II wojnie światowej.
  • Aukcje tego typu - według eksperta - podlegają "brutalnemu prawu rynku", a muzea często muszą wykupywać cenne materiały, bo prywatni właściciele kierują się zyskiem, nie moralnością.
  • Zdaniem Zarychty zmiana prawa w Niemczech mogłaby ograniczyć taki handel, lecz jest mało realna ze względu na rozproszone kompetencje landów; tymczasem wiele wojennych dokumentów wciąż pozostaje w rękach prywatnych.
  • Więcej ciekawych informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Jak relacjonuje dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung", na aukcji miały znaleźć się 623 pozycje. W kolekcji znajdywał się m.in. list więźnia z Auschwitz "o bardzo niskim numerze" do adresata w Krakowie. Cena wywoławcza miała wynieść 500 euro. Pośród wystawionych pamiątek miała znaleźć się również diagnoza lekarska o cenie wywoławczej 400 euro, dotycząca przymusowej sterylizacji w Dachau. FAZ informuje, że pierwsza część prywatnej kolekcji została sprzedana 6 lat temu, a kupcami byli m.in. Amerykanie.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Kontrowersyjna aukcja dokumentów z Auschwitz. "Kierują się tylko zyskiem, a nie moralnością"

Dom aukcyjny Felzmann przekazał dziennikowi, że "prywatni kolekcjonerzy przyczyniają się do pogłębiania historycznej wiedzy, a ich działania służą zachowaniu pamięci, nie handlowaniu cierpieniem".

Wartościowe dokumenty mogą zniknąć

Dr hab. Zarychta zwraca uwagę na wartościowe z punktu widzenia historycznego dokumenty, które były wystawione w pierwszej edycji aukcji "System Terroru". W kolekcji znajdywały się m.in. wystawione za 1200 euro zeszyty wspomnień Żyda, który miał przeżyć całe sześć lat okupacji Warszawy.

Były też wspomnienia, czy inaczej, to miał być rodzaj samousprawiedliwienia prawej ręki Hössa, czyli Artura Liebehenschela. Był wystawiony za 6000 euro. (...) Były też dokumenty związane z gettem lwowskim, znowu samousprawiedliwienie jednego z szefów policji w getcie lwowskim. Te dokumenty teraz znikają. Jako naukowiec mam ogromną obawę, że (...) zostaną, być może, całkowicie wycofane z obrotu. I efekt będzie taki, że nie poszerzymy swojej wiedzy - mówi dr hab. Zarychta.

Brutalne prawo rynku

Gość Radia RMF24 relacjonuje, że nierzadko dla muzeów jedynym sposobem na dotarcie do historycznych dokumentów jest ich zakup na aukcji.

Zwrócę uwagę na bardzo ciekawy komentarz profesora Kościelniaka z Poznania, który mówił, że tą branżą, czy nam się to podoba, czy nie (...) rządzi brutalne prawo rynku. (...) Pieniądz rządzi światem nie od dzisiaj. Są osoby, które nie kierują się moralnością, tylko chęcią zysku. I w tym sensie nie wydaje mi się, że kiedykolwiek od tego się uwolnimy - tłumaczy ekspert.

Niemcy mogliby zmienić prawo

Sposobem na zaprzestanie organizowania tego typu aukcji byłaby zmiana prawa w Niemczech. Prof. Zarychta nie spodziewa się jednak takiego rozwiązania.

Niemcy zaraz powiedzą, że mają szesnaście krajów, (...) mają szesnastu ministrów kultury, i że nie da się tego uregulować centralnie, a z kolei na poziomie landów jest to niewykonalne, bo nie da się tego skoordynować. (...) Można sobie takie tłumaczenie wyobrazić, ale wydaje mi się, że naciskać polska strona jak najbardziej może - twierdzi gość Radia RMF24.

Część dokumentów związanych z ofiarami II wojny światowej jest nadal nieodnaleziona z uwagi na przechowywanie ich przez prywatne osoby. Są strychy, które będą opróżniane jeszcze prawdopodobnie przez dekady albo takie rzeczy będą znajdywane przez wnuków, prawnuków, praprawnuków i będą wypływać. No bo nie oszukujmy się, część rodzin zachowywała te pamiątki jako pamiątki po dziadkach, a nie po sprawcach - zauważa prof. Zarychta.

Opracowanie: Karolina Galus