Pracownicy irlandzkich linii lotniczych zapowiedzieli strajk w Hiszpanii i Portugalii. Dyrektor generalny Ryanaira Michael O’Leary zapowiedział na konferencji prasowej w Brukseli, że firma nie ugnie się pod groźbami.

Zagrożenie strajkiem jest największe w Hiszpanii. Pracownicy obsługi pokładowej linii lotniczych chcą protestować w dniach 24.06- 2.07. Decyzję w sprawie protestu ogłosiły w poniedziałek w mediach społecznościowych władze związków zawodowych USO i Sitcpla.

Strajk w dniach 24, 25 i 26 czerwca zapowiedzieli też pracownicy Ryanaira z Portugalii. W komunikacie przekazanym mediom reprezentujący pracowników obsługi pokładowej związek zawodowy SNPVAC napisał, że strajk "wynika z braku dobrej woli" firmy lotniczej, by "przestrzegać portugalskiego prawa", w szczególności w kwestii oczekiwanej przez pracowników wypłaty dodatkowych świadczeń za wakacje i Boże Narodzenie. Jeśli dojdzie do strajku, odwołanych może zostać kilkadziesiąt lotów na terenie Europy, w tym do Polski.

Belgijscy pracownicy mogliby się dołączyć, ale obecnie trwają negocjacje związków z dyrekcją firmy. Kolejne rozmowy przewidziano na środę. Robimy postępy i jesteśmy przekonani, że negocjacje zakończą się sukcesem - stwierdził dyrektor generalny Ryanair Michael O’Leary.

O’Leary nazwał hiszpańskie związki zawodowe związkami Myszki Miki. Stwierdził, że Ryanair zawarł już układy zbiorowe ze związkami zawodowymi reprezentującymi 90 proc. pilotów i personelu pokładowego. Ma to oznaczać, że do strajków nie dojdzie, a jeżeli się odbędą, to będą miały niewielkie znaczenie.

Pod koniec kwietnia personel pokładowy Ryanaira stacjonujący w Belgii strajkował przez trzy dni. Według prezesa strajk miał niewielki wpływ na operacje przewoźnika. Ponad 60 procent lotów do i z Belgii odbywało się normalnie - powiedział Irlandczyk.

Problemy na europejskich lotniskach

Tego lata problemem na europejskich lotniskach mogą być nie tylko strajki. Podczas pandemii część europejskich lotnisk, z powodu mniejszej liczby połączeń, zwolniła niektórych pracowników. Teraz, kiedy lotów ponownie przybyło, brakuje rąk do pracy, bo wielu ludzi znalazło sobie inne zajęcia.

Skutkiem są kolejki, opóźnienia i odwołane połączenia. Na lotniskach brakuje m.in. ludzi zajmujących się kontrolą bezpieczeństwa i transportem bagaży. Od soboty ze względu na braki kadrowe chaos panuje na lotnisku w Lizbonie. Pasażerowie są zmuszeni do oczekiwania na odprawę paszportową w kilkugodzinnych kolejkach.

Problem dotyczy również dużych lotnisk przesiadkowych, np. portu we Frankfurcie, londyńskiego Heathrow, lotniska w Brukseli czy Amsterdamie. W miniony weekend "Bild" pisał o chaosie na niemieckich lotniskach, problemach z odprawą i potężnymi kolejkami. Z powodu braku personelu linie lotnicze ostrzegają, że mogą odwoływać nawet kilkadziesiąt lotów dziennie.

W tym roku prawdopodobnie nie uda się uzupełnić tych braków - mówi RMF FM Krzysztof Loga-Sowiński, ekspert portalu pasażer.com. Nie ma zbyt wielu chętnych do pracy, ponieważ zarobki nie są konkurencyjne.

Odszkodowanie za odwołany lot - na co można liczyć?

Warto wiedzieć, że jeżeli nasz lot zostanie odwołany lub opóźniony, możemy ubiegać się o odszkodowanie. Po opóźnieniu powyżej trzech godzin w UE przysługuje od 250 nawet do 600 euro - przypomina Loga-Sowiński.

Wysokość odszkodowania zależy od długości trasy. Przewoźnicy mogą też zaproponować alternatywne połączenia, ale to bardziej prawdopodobne w przypadku dużych linii, te budżetowe nie zawsze mają taką możliwość.

Są też sytuacje, w których linie lotnicze muszą zapewnić pasażerom hotel - zwłaszcza, kiedy proponują samolot zastępczy następnego dnia. W każdej sytuacji trzeba zbierać wszystkie dokumenty, bilety i wiadomości od przewoźników, by później bez problemów dostać odszkodowanie.