Gwałtowna fala protestów po krwawym ataku niedźwiedzicy na myśliwego koło Tuluzy we Francji. Przeciwko rosnącej liczbie niedźwiedzi w Pirenejach protestują rolnicy. Lokalne władze alarmują, że drapieżniki rozmnażają się zbyt szybko. Ekolodzy odpowiadają, że niebezpieczeństwo ze strony tych drapieżników jest wyolbrzymione.
Ciężko ranny myśliwy, który polował na dziki i którego nagle zaatakowała niedźwiedzica, twierdzi, że uszedł z życiem tylko dlatego, że udało mu się ją zastrzelić w samoobronie. Mężczyzna jest w szpitalu z obrażeniami nogi.
Związki rolników alarmują, że liczba niedźwiedzi w Pirenejach wzrosła w ciągu ćwierćwiecza z 7 do około 70 osobników. Według nich, drapieżniki te coraz częściej atakują owce i inne zwierzęta hodowlane. Podchodzą też w pobliże gospodarstw.
Wielu okolicznych mieszkańców podkreśla, że nie mają strzelb, a więc w razie konieczności nie będą się mogli obronić przed niedźwiedziami.
Ekolodzy natomiast zapewniają, że niebezpieczeństwo, jakie mogą stanowić te drapieżniki jest wyolbrzymiane. Przekonują, że niedźwiedzie w Pirenejach nie mają zwyczaju atakowania ludzi, ale samice mogą stać się agresywne, broniąc potomstwa.