Nie ma specjalistów, nie ma terminów, nie ma szybkiej pomocy - tak w dużym skrócie wygląda sytuacja w psychologii i psychiatrii dzieci i młodzieży. W co piątej gminie w kraju nie będzie w tym roku szkolnego psychologa, a do psychiatry dziecięcego czeka się średnio 238 dni. Choć przybywa tzw. ośrodków referencyjnych, ułatwiających dostęp do takiej pomocy, kolejki nadal są duże, a o wsparcie trudno. Sprawą zajmują się m.in. NIK, Związek Zawodowy Psychiatrów oraz fundacja Grow Space. Konkretne przypadki i przykłady zaniedbań w zakresie dziecięcej psychiatrii mogą przerażać.

REKLAMA

Kryzys w psychologii i psychiatrii dziecięcej trwa od lat. W miarę łatwo dostępna jest pomoc w prywatnych gabinetach specjalistów, ale ceny są dla wielu polskich rodzin nie do przejścia. Godzina terapii kosztuje 200-300 złotych, a jednorazowa konsultacja psychiatry nawet do 500 złotych.

Trwa duża reforma, która daje nadzieję na poprawę sytuacji, ale wiele problemów, tych najbardziej podstawowych, zostaje nierozwiązanych.

Po pierwsze - setki szkół bez psychologów

W rozpoczętym właśnie roku szkolnym aż w 450 gminach (na 2477) nie będzie ani jednego psychologa szkolnego. To są dane, które zebrała fundacja GrowSPACE. Już w lipcu informowała, że w skali całego kraju odsetek wakatów na tym stanowisku wynosi ponad 27 procent.

Są też przypadki skrajne i szokujące - np. w województwie podkarpackim te braki sięgają aż 52 procent. To oznacza, że jest tam więcej wakatów niż wypełnionych etatów.

Psycholog w każdej szkole powinien być na minimum pół etatu. To jest nie tylko czekanie w gabinecie i czekanie na interwencję, ale to też są treningi i warsztaty psychologiczne, to jest profilaktyka zdrowia psychicznego w ramach różnych programów, to jest w końcu poradnictwo dla rodziców i wsparcie dla nauczycieli - przekonuje Patrycja Orłowska, koordynatorka sekcji oświaty Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Psychologów.

Najgorzej w tym zestawieniu wypadają podstawówki - w tych szkołach wakaty psychologów przekraczają 30 procent. Problemem nie jest to, że na rynku nie ma psychologów - chodzi o zarobki, często to minimalna krajowa (i odpowiednio mniej w przypadku zatrudnienia na jedną drugą lub jedną czwartą etatu, a do takich sytuacji często dochodzi), a taka pensja nie może w żaden sposób konkurować z wynagrodzeniem w sektorze prywatnym, gdzie zapotrzebowanie na psychologów jest duże.

Co na to resort edukacji? Według wiceministra Tomasza Rzymkowskiego na uzupełnienie braków jest jeszcze czas. Mamy jeszcze cały rok na to, by w każdej szkole, tak jak zapisano w ustawie, był psycholog. Mamy świadomość tego, że nie od razu jesteśmy w stanie zatrudnić taką liczbę psychologów, bo ich w różnych miejscach nie ma - mówił Rzymkowski pod koniec lipca w rozmowie z TVP1. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w dużych ośrodkach miejskich, gdzie tych psychologów jest dużo, inaczej w Polsce prowincjonalnej, gdzie tych psychologów siłą rzeczy jest mniej. Liczymy, że to się spokojnie, powolutku rozłoży. Obserwujemy ten proces wzrostu - przekonywał wiceminister.

Po drugie - "psychologowie" bez wykształcenia i doświadczenia

Braki psychologów szkolnych martwią, ale równie poważnym problemem jest to, kto jest zatrudniany na stanowiskach. Jak informuje Ogólnopolski Związek Zawodowy Psychologów, w zastraszającym tempie rośnie liczba osób, które pracują w szkołach, ale nie mają wyższego wykształcenia psychologicznego. Według OZZP w roku szkolnym 2022/23 kuratoria oświaty wydały rekordową liczbę zgód na zatrudnienie takich osób.

Skutek? Do szkół, na stanowisko psychologa, trafiają ludzie bez niezbędnej wiedzy. Są w trakcie nauki lub zamierzają dokształcać się już pracując. Wg danych z 12 województw w minionym roku szkolnym zatrudniono 276 osób z tytułem magistra innym niż psychologa, 250 studentów psychologii oraz 92 osoby niespełniające warunku posiadania wymaganych na tym stanowisku kwalifikacji.

Dochodzi też do sytuacji, w których doświadczeni psychologowie zgłaszają się do pracy w szkołach, ale ich oferty są odrzucane. Otrzymałam kilka wiadomości od psychologów z dyplomem, z przygotowaniem pedagogicznym i doświadczeniem zawodowym, których chęć pracy w dużych ośrodkach miejskich została odrzucona przez dyrektorów, a zostały przyjęte osoby studiujące psychologię, ponieważ generują mniejsze koszty. Pensja takiej osoby jest niższa niż osoby z doświadczeniem - opisuje Patrycja Orłowska.

Zatrudnianie na stanowiskach psychologów szkolnych osób o niepełnych kwalifikacjach budzi stanowczy sprzeciw specjalistów. Jeżeli ktoś zaczyna pracę z dziećmi w kryzysie wymagającymi wsparcia i nie ma kompetencji, wiedzy i umiejętności praktycznej, to zastanawiam się, kto bierze za taką osobę odpowiedzialność - mówi dr Aleksandra Lewandowska, konsultant krajowa w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży.

Po trzecie - kolejki do psychiatrów dziecięcych szokują

Kolejnym problemem dla dzieci i młodzieży z potencjalnymi problemami psychicznymi jest dostęp do psychiatrów. Zgodnie z wyliczeniami fundacji GrowSPACE, w tej chwili na wizytę do psychiatry dziecięcego czeka się średnio aż 238 dni. Prawdziwie szokujące są jednak skrajne przypadki - w jednym z ośrodków w Będzinie czas oczekiwania wynosi aż 2441 dni, a w placówce w Gdańsku zapisać się można dopiero za 1445 dni.

Młodzi ludzie stoją przed ścianą, ich rodzice też stoją przed ścianą, ponieważ realnie nie mogą zapisać dziecka do specjalisty lub specjalistki - mówi Dominik Kuc z fundacji GrowSPACE. Jestem przekonany o tym, że Ministerstwo Zdrowia i minister Katarzyna Sójka zdają sobie sprawę jak wygląda ta sytuacja, bo to są dane, do których ministerstwo ma dostęp - dodaje.

Problemem jest między innymi potężny brak specjalistów - w kraju jest ich zaledwie 555. To oznacza, że na 12 400 dzieci i młodzieży przypada zaledwie jeden psychiatra dziecięcy. Łatwiej dostać się na wizytę prywatną, na którą jednak wielu nie stać - jej koszty sięgają już nawet 500 złotych za jednorazową poradę.

Aleksandra Lewandowska przekonuje, że kolejny problem to brak zmian legislacyjnych. Pacjent ma prawo zapisać się tam, gdzie chce, do kilku miejsc na raz. Bywa tak, że po odbyciu jednej wizyty nie odwołuje kolejnych i blokuje terminy dla innych. Ponadto, z naszych danych wynika, że tylko 30 proc. zgłaszających się naprawdę wymaga interwencji psychiatry. W pozostałych przypadkach w pierwszej kolejności wystarczyłaby konsultacja psychologa. Dlatego w nowym modelu opieki mamy już ponad 400 ośrodków pierwszego poziomu referencyjnego - podkreśla krajowa konsultant w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży.

Po czwarte - Ośrodki Referencyjne, czyli światełko w tunelu

Model, o którym mówi Aleksandra Lewandowska, wdrażany jest od trzech lat. Chodzi o wprowadzenie trzystopniowego systemu tzw. ośrodków referencyjnych. Ośrodki I stopnia to podstawowa pomoc pierwszego kontaktu, pracują w nich psychologowie i terapeuci, do których można dostać się bez skierowania. W ośrodkach II stopnia - również bez skierowania - dostępni są psychiatrzy dziecięcy. III poziom to wyspecjalizowane, całodobowe ośrodki opieki psychiatrycznej, do których można zgłaszać się np. w przypadku nagłego zagrożenia życia.

W tej chwili w Polsce funkcjonuje 406 ośrodków I stopnia, 82 II stopnia z poradnią oraz 57 z poradnią i oddziałem oraz 33 ośrodki III stopnia. Ich pełen wykaz, wraz z adresami i numerami telefonów można znaleźć >>>TUTAJ<<<

Cały czas ogłaszane są przetargi na otwarcie kolejnych tego typu ośrodków. Niewątpliwie to jest krok w dobrym kierunku, zwiększa się zwłaszcza dostępność do podstawowej pomocy psychologów dla dzieci i młodzieży w kryzysie, ale nadal wiele jest do zrobienia. Zwraca na to uwagę m.in. Najwyższa Izba Kontroli, która zbadała jak wygląda opieka psychiatryczna i psychologiczna w Wielkopolsce.

W raporcie opublikowanym 5 września NIK zwraca uwagę na brak doświadczonych specjalistów, fatalne warunki lokalowe, niedostępność szkół i poradni dla osób z niepełnosprawnościami, a także przepełnione oddziały szpitalne. Izba pisze także o braku doświadczonych psychologów i psychoterapeutów w szkołach oraz długich kolejkach w poradniach.

Jak opisano, choć wielkopolski NFZ starał się stworzyć ośrodki w ramach opisanych wyżej poziomów referencyjnych. Częściowo to się udało, ale w części konkursów, ze względu na braki kadrowe, nie było żadnych zgłoszeń. Wskutek tego ośrodki były oddalone od siebie od 30 do nawet 100 kilometrów, co jest poważnym ograniczeniem dostępności leczenia.

Proces rozwijania tego typu ośrodków cały czas trwa i te "białe plamy" na mapie są stopniowo zapełniane. Cały czas trwają też szkolenia personelu, by uzupełnić braki. To wszystko dzieje się jednak na drodze ewolucji, której tempo nie jest duże.

Poza brakami kadrowymi, finansowymi największym kłopotem jest też brak mechanizmów zapobiegania i wychwytywania pierwszych oznak problemów psychicznych na tym najbardziej podstawowym poziomie. Brakuje edukacji, brakuje profilaktyki. Możemy tworzyć kolejne ośrodki, ale w takiej sytuacji one i tak się zapełnią - przekonuje Aleksandra Lewandowska. Pamiętajmy, że z zaburzeniem psychicznym jest dokładnie tak samo jak z każdym innym schorzeniem, czyli lepiej zapobiegać, niż leczyć - podsumowuje.