Zamiast 10 tys. ochotników kontrakty z armią podpisało w tym roku zaledwie tysiąc. W sumie zgłosiło się 4 tys. osób, ale wiele z nich nie spełnia wymogów służby. Pod koniec przyszłego roku formacja ma liczyć 20 tys. rezerwistów.

Żołnierze Narodowych Sił Rezerwy nie utworzą odrębnej formacji, ale będą w miarę potrzeb, przydzielani do istniejących jednostek - przypomina "Rzeczpospolita".

Pytani przez gazetę specjaliści twierdzą, że służba w NSR jest zbyt mało atrakcyjna finansowo, by przyciągnąć fachowców. Mile widziani byliby wojskowi emeryci, lecz wielu z nich odeszło ze służby rozczarowanych i nie mają zamiaru już nigdy do armii wrócić.

Także forma organizacyjna sił rezerwowych nie przyciąga zwolenników munduru. Z powodu braku odpowiednich kandydatów MON zdecydowało o przyjmowaniu osób bez przeszkolenia wojskowego i zorganizowaniu dla nich, trwającej kilka miesięcy, służby przygotowawczej.

Utworzenie NSR miało zakończyć profesjonalizację polskiej armii. Do końca przyszłego roku resort obrony planował skompletować 20-tys. korpus rezerwistów, który ma być częścią 120 tys. zawodowej armii. Żołnierze w czasie pokoju mają doskonalić swoje umiejętności przez 30 dni w roku. W czasie kryzysów - pomagać w akcjach ratunkowych, a w czasie wojny - wykonywać takie same zadania jak żołnierze kontraktowi. Ich cywilni pracodawcy dostaną rekompensatę finansową za nieobecność pracownika. Sami żołnierze - żołd w wysokości około 80 zł dziennie, ale tylko w czasie ćwiczeń.

Żołnierze NSR będą zawierali kontrakty na dwa - sześć lat służby. Nie utworzą odrębnych formacji, zostaną przydzieleni do już istniejących jednostek. Rezerwiści już w tym roku mieli odbyć wspólne ćwiczenia. Resort ministra Bogdana Klicha przeznaczył na to w tegorocznym budżecie 85,3 mln zł. Ale nie ma kto ćwiczyć.