Kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu i 5 tys. zł grzywny chce prokuratura dla Anny Jaruckiej oskarżonej m.in. o posłużenie się fałszywym dokumentem nt. oświadczenia majątkowego b. szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza. Obrona chce uniewinnienia. Wyrok za tydzień.

Przed Sądem Okręgowym w Warszawie strony wygłosiły mowy końcowe w rozpoczętym w styczniu 2007 r. procesie 42-letniej byłej asystentki Cimoszewicza. Afera z jej udziałem doprowadziła do wycofania się tego polityka z wyborów prezydenckich w 2005 r. Jarucka, której formalnie grozi do 5 lat więzienia, nie przyznawała się do zarzutów.

W sierpniu 2005 r. oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że Cimoszewicz miał ją w kwietniu 2002 r. upoważnić do zamiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. i usunięcia z jego pierwotnego oświadczenia informacji o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen. On sam mówił wtedy, że jego oświadczenie nie było nigdy zmieniane. Przyznawał zaś, że pomylił się, wypełniając je zgodnie ze stanem z kwietnia 2002 r., kiedy składał oświadczenie, a powinien był je wypełnić zgodnie ze stanem na koniec 2001 r., kiedy jeszcze posiadał akcje PKN Orlen (sprzedane w styczniu 2002 r.).

Komisja śledcza zawiadomiła prokuraturę o przestępstwie, która uznała, że Cimoszewicz fakt posiadania akcji zataił nieumyślnie i umorzyła śledztwo. Na wniosek Cimoszewicza prokuratura zajęła się zaś rzekomym upoważnieniem i uznała, że zostało ono sfałszowane przez nieustaloną osobę; nie było tam podpisu ministra, tylko tzw. faksymile - odbitka z pieczęci. Według prokuratury motywem działania b. asystentki była chęć zemsty. Kobieta wielokrotnie zwracała się bowiem do szefa MSZ, a także później, gdy był marszałkiem Sejmu, o "załatwienie" dla niej i jej męża placówki dyplomatycznej we Włoszech - bez skutku.

Oprócz posłużenia się podrobionym dokumentem, prokuratura oskarżyła Jarucką także o składanie fałszywych zeznań przed komisją śledczą co do wystawienia upoważnienia. Trzeci zarzut dotyczy ukrywania dokumentów z MSZ, w tym związanych z oświadczeniem Cimoszewicza, znalezionych u niej w styczniu 2005 r. przez ABW podczas rewizji.

W procesie Jarucka nie przyznała się do zarzutów. Nigdy nie fałszowałam żadnego upoważnienia pana ministra, wykorzystując faksymile jego podpisu - oświadczyła. Według niej upoważnienie nie może być spreparowane. Nie miałam żadnego powodu do zemsty na panu Cimoszewiczu - twierdziła. Dodawała, że nigdy nie prosiła go o jakąkolwiek protekcję, a współpracę z nim bardzo dobrze wspomina. Mówiła, że z komisją śledczą skontaktował ją prawnik Wojciech Brochwicz, b. oficer UOP i b. wiceszef MSWiA.

Cimoszewicz uważał, że Jarucka (o której w sądzie mówił "ta osoba") nie powinna iść za kraty, ale powinna usłyszeć w imieniu Rzeczypospolitej, że jest przestępcą, bo wyrządziła ogromne negatywne skutki społeczne, a także jemu i jego rodzinie.