Opozycyjny klub PiS złożył w Sejmie 8 projektów ustaw realizujących konkrety zapowiedziane przez Koalicję Obywatelską przed kampanią wyborczą do Sejmu. Prawo i Sprawiedliwość nie tyle nawet przystąpiło z przytupem do kpiarskiej kampanii wyborczej, co po prostu wciąż z niej nie wyszło, w charakterystyczny dla siebie, dość chaotyczny sposób.

REKLAMA

Droga przetarta przez Konfederację

W szyderczej próbie stawiania Donalda Tuska w kłopotliwym położeniu PiS nie jest wcale pierwsze. Właśnie dziś Sejm zajmie się złożonym przez Konfederację już w listopadzie ubiegłego roku projektem podniesienia kwoty wolnej od podatku, a więc także jednym z konkretów ogłoszonych przez KO we wrześniu ubiegłego roku.

Od tego czasu jednak Donald Tusk dał już niejeden jasny sygnał, że ten akurat postulat nie będzie realizowany w pierwszych 100 dniach rządów, ani nawet w tym roku. W grudniu mówił o tym jako zamiarze podporządkowanym uzgodnieniom w tworzonej właśnie koalicji rządowej, której KO jest największą, ale niejedyną częścią. Wczoraj premier dodawał do tego powody finansowe - realizacja pomysłu byłaby z pewnością kosztowna i nie mieści się w możliwościach tegorocznego budżetu.

Trzeba było uważać!

Zawarte w 100 konkretach na 100 dni zapowiedzi KO odegrały swoją rolę w kampanii podobnie jak kilka lat temu przedstawienie jako przyszłego szefa MON w rządzie PiS Jarosława Gowina, a nie Antoniego Macierewicza, który nim niedługo później został. I tak je właśnie należało traktować, tym bardziej że Tusk obiecywał konkrety nie jako szef ugrupowania rządzącego samodzielnie, ale lider koalicji aż czterech ugrupowań. Z pewnością nie było jednak z jego strony przesadnie roztropne zapisywanie tak jasnych zobowiązań. Tego błędu Tusk już raczej nie powtórzy, niemniej zbliżający się setny dzień rządzenia w oczywisty sposób prowokuje do wypominania go. Tak właśnie uczyniła z kwotą wolną Konfederacja.

Mowa o ponad 50 miliardach

Politycznych harcowniczych inicjatyw to jednak nie powstrzymało. Już po posiedzeniu Prezydium ustalającym plan obrad Sejmu do laski marszałkowskiej trafił pakiet projektów PiS, dotyczących nie tylko 60 tys. zł kwoty wolnej od podatku, ale też dobrowolnego ZUS, zryczałtowanej składki zdrowotnej, kasowego VAT, wprowadzenia tzw. babciowego, zwiększenia funduszu alimentacyjnego, renty wdowiej. Słowem tego, co KO obiecała, a nie realizuje.

Za grube nici

Czas złożenia projektów PiS w Sejmie jest wyraźną wskazówką, że obliczono go tak, by kierujący Sejmem odrzucili żądanie Mariusza Błaszczaka, domagającego się wprowadzenia ich pod obrady zaczętego właśnie posiedzenia. Na to było już oczywiście i regulaminowo za późno. Niemal od razu więc PiS mogło organizować narrację, wytykającą rządzącym niechęć do realizowania ich własnych zobowiązań. Jej eksploatowanie, z charakterystycznym wdziękiem byłego szefa MON będziemy pewnie obserwować w najbliższym czasie, to jednak, obawiam się, niewiele da.

Plemiona i języki

Głębokość politycznego sporu dzielącego społeczeństwo dawno już przekroczyła rozsądne granice, przed którymi możliwe było jeszcze porozumiewanie się. Oba polityczne plemiona od dawna już posługują się własnymi językami, kodami czytelnymi tylko dla swoich członków. Mają własne sposoby komunikowania się i nie uznają języków innych niż własne. Choćby dlatego ta rzekomo misterna psota "złóżmy projekt ich własnych zmian, będą mieli kłopot" będzie działała tylko na publikę, związaną z jej autorami, u adresatów wywoła zaś co najwyżej wzruszenie ramion.

A u tych, którzy nie biorąc żadnej ze stron, jedynie obserwują trafi najwyżej na niechęć.