Porażka przed własną publicznością w meczu o Superpuchar Polski z Legią Warszawa raczej nie była wypadkiem przy pracy. Broniący tytułu mistrza Polski piłkarze Lecha Poznań na inaugurację sezonu przegrali wysoko na własnym stadionie z Cracovią Kraków aż 1:4.
Mecz obu ekip od lat ma pewien podtekst. O ile na boisku trwa sportowa rywalizacja, to na trybunach panuje atmosfera wzajemnej przyjaźni. Kibice Lecha i Cracovii nie od wczoraj utrzymują bowiem ze sobą bliskie relacje. Tym trudniej będzi lechitom pogodzić się z tym, co zaprezentowali w piątkowy wieczór ich piłkarze.
Jeszcze przed spotkaniem poznański klub zaprezentował dwóch nowych zawodników, którzy w dniu meczu z Cracovią podpisali kontrakty. To pomocnicy Hiszpan Pablo Rodriguez oraz Kenijczyk Timothy Ouma.
Obaj będą musieli jeszcze poczekać na swoje debiuty, a tymczasem lista kontuzjowanych graczy Lecha jeszcze bardziej się wydłużyła. Do Radosława Murawskiego, Daniela Hakansa, Ali Golizadeha i Patrika Walemarka dołączył Afonso Sousa. Portugalczyka na "10" zastąpił Gisli Tohardarson.
Nie wszyscy kibice zdążyli zasiąść na trybunach, a goście już cieszyli się z pierwszego gola. Michał Gurgul stracił piłkę na własnej połowie i krakowanie wyprowadzili kontrę. Ajdin Hasic dograł do Filipa Stojilkovicia, który mocnym uderzeniem przy słupku nie dał szans Bartoszowi Mrozkowi.
Potem kibice na kolorowo zadymili stadion i arbiter Damian Sylwestrzak był zmuszony przerwać mecz na 12 minut.
Gospodarze przejęli inicjatywę i szukali swoich szans w ataku pozycyjnym. Dwie próby miał Antonio Milic, który najpierw z strzelił z dystansu niecelnie, a minutę później główkował nad poprzeczką.
Cracovia nie stwarzała zbyt wielu sytuacji, ale była za to wyjątkowo skuteczna. Tym razem Stojilkovic zainicjował akcję, a Hasic technicznym strzałem ponownie zmusił do kapitulacji Mrozka. Niespełna kilka minut później mogło być już 3:0 dla "Pasów". Pozostawiony bez opieki Otar Kakabadze strzelił jednak wysoko nad poprzeczką.
Starania Lecha Poznań w końcu przyniosły skutek. Po niezłej akcji Filip Jagiełło wpisał się na listę strzelców. Do pomeczowej rubryki się jednak nie zapiszę, bo sędzia nie uznał bramki, za sprawą pozycji spalonej.
Poznaniacy pod koniec pierwszej połowy dostali - dosłownie i w przenośni - pomocną dłoń. Po przypadkowym zagraniu ręką przez jednego z piłkarzy Cracovii w polu karnym, arbiter po wideoweryfikacji podyktował "jedenastkę", którą na bramkę zamienił Mikael Ishak.
Co prawda, lechici z animuszem wznowili grę, ale szybko zostali wypunktowani przez gości z Krakowa.
Najpierw Hasic po podaniu od Dominika Piły podwyższył wynik na 3:1. Piłka odbiła się jeszcze od nogi Mateusza Skrzypczaka, ale ostatecznie gol został zapisany na konto Bośniaka. Siedem minut później było już "po sprawie". Martin Minczew po indywidualnej akcji uderzył niezwykle precyzyjnie i na tym emocje się skończyły.
Mistrzowie Polski długo nie mogli się otrząsnąć i grali bezproduktywnie. To rywale byli bliżej podwyższenia wyniku - bliski zdobycia swojego drugiego gola był Stojilkovic.
Lech po niedzielnej porażce o Superpuchar Polski z Legią Warszawa znów rozczarował, a defensywa poznańskiej drużyny popełniała katastrofalne błędy. To jednak nie koniec złych wiadomości dla fanów "Kolejorza". Już we wtorek Lecha czeka pierwsze starcie w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z islandzkim Breidablik. Czasu na wyeliminowanie mankamentów w grze, mistrz Polski ma więc bardzo mało.
Inaugurację sezonu w Poznaniu z trybun obserwował nowy selekcjoner kadry Jan Urban. W piątkowy wieczór raczej żaden z piłkarzy Lecha nie przybliżył się do reprezentacji, a w Cracovii pierwszoplanowe role odgrywali zagraniczni zawodnicy.