"Myślę, że przerwa przyszła w idealnym momencie, kiedy już byłam na granicy czerpania jakiejkolwiek radości z jazdy a zmuszaniem siebie samej do tego, żeby wsiąść na rower" - mówi srebrna medalistka olimpijska w kolarstwie torowym Daria Pikulik w szczerym wywiadzie z Cezarym Dziwiszkiem z redakcji sportowej RMF FM.

REKLAMA

Zawodniczka opowiada o walce z depresją i problemach mentalnych, które ujawniły się dopiero kilka miesięcy po osiągnięciu największego sukcesu w karierze. Daria Pikulik, która teraz przechodzi w domu rekonwalescencję po kontuzji barku, mówi, dlaczego ten czas odpoczynku jest dla niej ważny. W wywiadzie dla RMF FM zdradza także, kiedy może wrócić do treningów na rowerze oraz opowiada o możliwej przeprowadzce do Warszawy - do mieszkania, które dostała jako premia za zdobycie olimpijskiego srebra. Przyznaje też, którą koleżankę chętnie zaprosi tam na kawę.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Depresja medalistki olimpijskiej z Paryża. "Czułam, że powoli się wypalam"

"Nie spodziewałam się, że ból będzie taki mocny"

Cezary Dziwiszek, dziennikarz sportowy RMF FM: Daria, witam cię serdecznie. Zdzwaniamy się na linii Warszawa - Darłowo. Kiedy z tej Warszawy wróciłaś? Bo byłaś na operacji.

Daria Pikulik, srebrna medalistka IO w Paryżu w kolarstwie torowym: Tak, byłam na operacji i wróciłam z Warszawy 8 marca. Okazało się, że jednak musiałam spędzić jedną dobę więcej w szpitalu, ponieważ ból był tak mocny, nie spodziewałam się tego. Myślałam, że sobie trochę lepiej z tym poradzę, ale jednak okazało się, że nie dałam rady bez mocnych środków przeciwbólowych, dlatego zostałam dłużej w szpitalu. Ale z dnia na dzień jest coraz lepiej. Jestem w domu, w Darłowie, więc rodzice się mną zaopiekują. Jest jeszcze ze mną mój chłopak, więc mam pełną opiekę i mogę się w spokoju regenerować.

To najważniejsze, że jest solidne wsparcie. Czyli krótko mówiąc, czujesz się dobrze teraz po tej operacji barku? Nic cię już nie boli?

Jest coraz lepiej, z dnia na dzień. Jednak operacja była dość długa, bo miała trwać 3 godziny, a okazało się, że trwała 5 godzin, więc trochę po tej operacji ciężko mi było z tej narkozy dojść do siebie. Codziennie czułam, że jestem bardzo słaba, ale dzisiaj jest pierwszy dzień, kiedy mogłam pójść do sklepu i mogłam sobie dłużej postać na nogach i nie kręciło mi się w głowie. A ból? Oczywiście schodzi. Problem jest tylko ze spaniem, bo muszę spać tylko i wyłącznie na plecach, czego nie lubię. Ale myślę, że zaraz - dwa tygodnie zostały mi w temblaku - będę mogła wrócić spokojnie do pełnej ruchomości i może się uda na rower? Także szybko zleci.

Czyli te dwa tygodnie to jeszcze takie głównie "leżące" przed Tobą? To dołączanie spacerów, tak jak dzisiaj, jest wskazane, czy nie bardzo?

Mogę, oczywiście. Tylko problem jest taki, że bark jest cały czas w tym temblaku i te szwy jeszcze są dosyć świeże. Dlatego jak jestem zbyt długo w prostej pozycji albo w takiej siedzącej prostej, to po prostu skóra się naciąga. Przez to ten ból jest taki nieprzyjemny, więc muszę ze spokojem do tego podejść i większość czasu spędzać leżąc. To dla mnie jest ogólnie bardzo dużym wyzwaniem, bo ja nie jestem osobą leżącą (śmiech). Właśnie dlatego trochę mnie to męczy. Jeszcze bardziej głowa się męczy. Ale oczywiście wiem, że po tych dwóch tygodniach będę mogła już wrócić do takiego mojego normalnego trybu życia. Czekam cierpliwie, bo oczywiście robię to dla mojego dobra i robię to po to, żeby być zdrowa - nie tylko na rowerze, ale oczywiście poza nim, chciałabym być zawsze sprawna fizycznie. Jest to "po coś" po prostu.

Wspomniałaś, że za te dwa tygodnie może wrócisz na rower - to jest już w ramach rehabilitacji? Kiedy ewentualny powrót na rower już w ramach treningów?

To potrwa, dlatego że ta operacja była tak naprawdę pełną rekonstrukcją więzadeł i ścięgien. Musieliśmy zszyć obrąbek, musieliśmy usunąć chrząstki i torbiele, które się pourywały. Tam było bardzo dużo blizn po tych wszystkich przeciążeniach, które miały miejsca. Ogólnie to była bardzo skomplikowana operacja i ta rekonstrukcja i przywrócenie kotwic do kości. To musi się wszystko dobrze zrosnąć, żeby nic się nie pogorszyło, ani żeby nie było dalej jakichś pęknięć. Muszę zrobić rentgen po tych trzech tygodniach i później po sześciu. I wtedy, jeśli wszystko będzie już fajnie zagojone, no to będę mogła wyjechać rowerem na zewnątrz. Przewidywany czas to jest 6-8 tygodni w pozytywnym wariancie, a 10 tygodni w takiej słabszej wersji.

Ale myślę, że znając siebie i swój organizm - dosyć szybko się zregeneruję. Tak naprawdę dwa miesiące jeździłam z pękniętym barkiem, a dalej się ścigałam i trenowałam. Znaczy - głowa daje radę! Oczywiście ważne jest moje zdrowie i mam wokół siebie "fizjo" i lekarzy, którzy nie pozwolą mi na to, bym nie wróciła w pełni sprawna do jazdy na rowerze. Oczywiście jako sportowiec chcę wrócić jak najszybciej i do tego dążę, ale właśnie to mi powiedział lekarz - że w tym przypadku cierpliwość i odpuszczenie na początku będzie miało kluczowe znaczenie w późniejszej rehabilitacji i w tym dojściu do siebie.

Walka z depresją. "Nie byłam na to przygotowana"

Powiedz, czy operacja barku ma bezpośredni związek z depresją i problemami mentalnymi, o których pisałaś w mediach społecznościowych? Napisałaś, że zmagasz się z nimi od października, ale czy to, że nie możesz trenować, musisz siedzieć, leżeć, jakoś sobie zająć ten czas - to też ma na to wpływ, że jesteś teraz uziemiona? Czy są inne powody?

To były moje trzecie igrzyska. Wtedy, kiedy człowiek osiąga taki ogromny sukces, do którego dążyłam przez całe moje lata kariery, to nagle spotyka go taka pustka. Wydaje mi się, że nie byłam przygotowana na to, jak duże to będzie dla mnie obciążenie, jak to wszystko się potoczy. To, co też mnie bardzo zniszczyło, to też po prostu przeciążenie tymi spotkaniami, wyścigami, problemy rodzinne. To się zebrało i stwierdziłam, że już jestem w takim momencie, w którym niestety bez konkretnego leczenia, nie wrócę do mojej osobowości, do mojego poczucia... w ogóle siebie.

Na co dzień jestem bardzo pozytywną osobą i kiedy zauważyłam, że już nie jestem taką osobą, stwierdziłam, że to jest moment, w którym trzeba coś z tym zrobić. Oczywiście ta kontuzja barku i ból, który mi towarzyszył już od ostatnich tak naprawdę trzech miesięcy - to bardzo mnie dobijało i oczywiście nie pomagało, a jednocześnie bardzo chciałam się ścigać. Jesteś pomiędzy swoją pasją, swoją pracą, a pomiędzy odpoczynkiem. Wiesz, że ten odpoczynek też nie będzie dla ciebie pomocny. Teraz jestem w takim momencie, że nie wiem sama, czy to jest ok, że siedzę w domu, czy to nie jest ok. Jestem po prostu bardzo zmieszana, ale wydaje mi się, że to normalne w takiej sytuacji, kiedy coś się zmienia. A naprawdę dużo się zmieniło. Teraz jestem osobą, która musi leżeć. Powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać. Z czasem wszystko się odwróci, więc to kwestia cierpliwości.

Domyślam się, że przechodzisz teraz terapię? I to o czym wspomniałaś - chyba najważniejsze - że jesteś otoczona wianuszkiem najbliższych osób w Darłowie.

Tak, oczywiście. Terapia i praca z psychologiem towarzyszy mi już od wielu lat, ale teraz jest troszeczkę w innym aspekcie niż to było wcześniej. Oczywiście terapia to jest dla mnie podstawa teraz w mojej sytuacji, ale moja rodzina... naprawdę, jestem mega wdzięczna za to, jakimi ludźmi się otaczam i też przyjaciołom, których naprawdę po tych trudnych momentach poznałam jeszcze bardziej i wiem na ile osób mogę liczyć. Na moją rodzinę i na mojego chłopaka, doceniam ich teraz jeszcze bardziej. Ten czas po igrzyskach, kiedy już w końcu osiadłam w domu i już skończył się ten wielki "szał" - właśnie wtedy zrozumiałam, że potrzebuję tego czasu dla siebie i też czasu dla mojej rodziny. Wszystko się tak złożyło, że moje życzenia się w pewnym sensie spełniły. Nie w taki sposób, w jaki bym chciała, bo oczywiście kontuzje to nie jest nic przyjemnego, ale mam teraz właśnie ten czas, żeby siąść i sobie po prostu wszystko przemyśleć i poukładać. Staram się myśleć pozytywnie, wyciągać z tego jakieś pozytywne myśli na przyszłość, co to może zmienić. Myślę, że to tylko kwestia czasu i wszystko się unormuje.

A czujesz, że ten czas, który masz teraz, może jeszcze pomóc w tym, żeby naładować się motywacją? Słuchałem twojej rozmowy z Łukaszem Kadziewiczem, gdzie mówiłeś, że w wieku 31 lat, czyli po IO w Los Angeles będziesz chciała kończyć. To jest chyba właśnie ten potencjalny cel dla ciebie.

Tak, to prawda. Ta przerwa wydaje mi się, że da mi od nowa motywację. Czasami nawet taka przerwa wychodzi na lepsze. Dążyłam do tego medalu olimpijskiego, poświęciłam wiele lat na przygotowania i w końcu to zdobyłam. Nagle ta motywacja znika. Oczywiście motywowałam się na szosę, ale to też inaczej wygląda niż, kiedy jeździsz sama ze sobą na torze. Na szosie jesteś jednak zależna od ekipy. To zmienia troszeczkę postać rzeczy. Oczywiście, chcesz jak najlepiej, motywujesz się do tego i wasz wspólny trening ma bardzo duże znaczenie dla wszystkich, ale jednak trochę inaczej to wygląda.

Przyda mi się ta przerwa po to, żeby znaleźć znowu jakiś cel, ale też znaleźć tą motywację we mnie, żeby te długie treningi były bez bólu i przynosiły mi po prostu przyjemność. Przez ostatni czas, treningi nie przynosiły mi przyjemności. Tak naprawdę czułam, że powoli się wypalam. Myślę, że właśnie ta przerwa przyszła w idealnym momencie, kiedy ja już byłam na granicy czerpania w ogóle jakiejkolwiek radości z jazdy rowerem i zmuszaniem siebie samej do tego, żeby wsiąść na rower. Wydaje mi się, że to idealny moment na to, żeby sobie wszystko przemyśleć i zatęsknić. Oczywiście to jest ciężkie do odłożenia na bok. Czasami siedzę w domu, włączam sobie Eurosport i patrzę: "O! Wyścig leci!". A za chwilę chłopak do mnie mówi: "a nie miałaś sobie zrobić przerwy od kolarstwa?" (śmiech). Więc po chwili mówię sobie: "co ja w ogóle robię?". Jeszcze to wszystko jest we mnie, kolarstwo we mnie siedzi, ale myślę, że wszystko się ułoży, że wrócę do tego zmotywowana - wrócę do wygrywania.

A w tym Eurosporcie oglądałaś ostatnio Kasię Niewiadomą i Michała Kwiatkowskiego? Oni mieli ciężkie przejścia w klasyku Strade Bianche.

Oczywiście, że oglądałam. Było mi bardzo, bardzo przykro. Widziałam, że obydwoje strasznie się poobdzierali, ale to jest właśnie kolarstwo i uważam, że będą mieli na pewno mnóstwo innych szans w tym sezonie, żeby wygrać inne wyścigi.

"Nie wykluczam przeprowadzki"

Jeszcze muszę cię zapytać o mieszkanie w Warszawie, które wywalczyłaś sobie notabene w Paryżu. Planujesz przeprowadzkę do Warszawy w przyszłości? Czy to będzie takie "awaryjne" mieszkanie dla Ciebie i nie ruszasz się z Darłowa, które nie ma konkurencji (śmiech). Masz już jakieś plany?

Myślę, że życie jest strasznie nieprzewidywalne. Ciężko mi tak naprawdę powiedzieć, ale myślę, że skoro jestem z małego miasteczka, a właściwie z wioski, to tak duże miasto mogłoby mnie trochę przytłoczyć. Ale oczywiście może się to wszystko zmienić. Nigdy nie wiem, co będę robić po kolarstwie, więc nie zamykam się na to w stu procentach, ale na ten moment oczywiście wolałabym zostać w miejscu, który będzie dla mnie bardziej przyjazne pod kątem treningów i jazdy na rowerze.

Potencjalna sąsiadka, Julia Szeremeta - jeżeli nawet byście miały się widywać w tym bloku w Warszawie tylko co jakiś czas - można powiedzieć, że to twoja kumpela?

Myślę, że jakbyśmy zamieszkały razem, to naprawdę mogłybyśmy się bardziej polubić. Teraz oczywiście nie mamy zbyt dużo szans na to, żeby ze sobą rozmawiać. Bardzo lubię wszystkie dziewczyny (medalistki olimpijskie z Paryża przyp. red.). Mam bardzo pozytywne wspomnienia i z Gali Mistrzów Sportu i ze wszystkich innych spotkań. Julka będzie chyba mieszkała w klatce A, ja w klatce B i będziemy się widzieć z balkonu, bo już sprawdzałyśmy (śmiech). Fajnie, będziemy mogły wypić sobie rano kawkę.

No to na koniec zapytam: czego Ci życzyć? Po prostu zdrowia? Jak najszybszego powrotu?

Myślę, że zdrowia. Zdrowia dla głowy i zdrowia dla ciała, ale też takiego spokoju i odnalezienia siebie, żeby móc wrócić do tej starej "ja".