Wakacje nad polskim morzem dla grupy turystów z Cieszyna zamieniły się w prawdziwy koszmar. Jak donosi "Fakt", szóstka przyjaciół odwiedzających Sarbinowo (woj. zachodniopomorskie) została zaskoczona astronomicznym rachunkiem za obiad w jednej z restauracji. Za sześć rosołów i trzy porcje ryby zapłacili aż 1233 złote. Sprawa odbiła się szerokim echem w internecie i zakończyła zamknięciem lokalu.
Pani Lucyna i pan Dominik wraz z czwórką znajomych postanowili zjeść obiad po spacerze nad morzem. Restauracja nie wyróżniała się luksusowym wystrojem, dlatego goście nie spodziewali się wygórowanych cen. Sytuacja zaczęła być niepokojąca już podczas składania zamówienia - kelner szybko zabrał kartę dań i sam zaproponował konkretne potrawy: dwa filety oraz jedną porcję ryby do podziału.
Prawdziwe zaskoczenie przyszło, gdy na stole pojawiły się dania. Okazało się, że jedna z ryb ważyła niemal 1,8 kg, a dwie kolejne odpowiednio 0,8 i 0,7 kg. Łącznie podano ponad trzy kilogramy ryb. Jednak największy szok czekał turystów przy płaceniu rachunku.
Gdy zobaczyłem kwotę 1233 zł, po prostu zgłupiałem. Nie wiedziałem, co robić. Lokal nie wyglądał na luksusowy - relacjonował pan Damian w rozmowie z "Faktem".
Analiza paragonu ujawniła, że do rachunku doliczono opłaty za każdy, nawet najdrobniejszy składnik.
Za lubczyk do każdej porcji rosołu trzeba było zapłacić niemal 3 złote. Osobno naliczono także koszty mięty, cytrusów do wody oraz cytryny do ryby. Grzanki do zupy kosztowały kilkanaście złotych. Co więcej, pierwszy paragon miał nieprawidłową datę sprzed trzech dni i nie zawierał danych firmy.
Po interwencji u właściciela turyści otrzymali nowy, prawidłowy rachunek. Jednak nie zamierzali pozostawić sprawy bez echa - zgłosili podejrzenie wydawania nieprawidłowych paragonów do urzędu skarbowego.
Pani Lucyna opisała całą sytuację na facebookowej grupie poświęconej miejscowości. Jej wpis wywołał prawdziwą burzę. Internauci zaczęli dzielić się własnymi doświadczeniami z restauracją, publikując zdjęcia paragonów i ostrzegając innych przed lokalem. Jeden z klientów wspominał, że rok wcześniej zapłacił 200 zł za dwa schabowe.
Pani Katarzyna, kolejna z komentujących, przekazała informację od właścicielki pensjonatu, która ostrzegała przed restauracją. Według jej relacji, lokal rozbijał rachunek na poszczególne składniki, doliczając osobno makaron do rosołu, pietruszkę czy marchewkę. Lokalni handlarze potwierdzili, że do restauracji często przyjeżdżały patrole policji wzywane przez właściciela lub klientów w związku ze sporami o rachunki.
Po nagłośnieniu sprawy restauracja została zamknięta. Sąsiedzi informują, że właściciel wyjechał z żoną w góry na odpoczynek.
Przedstawiciel restauracji w rozmowie telefonicznej tłumaczył, że problem wynika z nieumiejętności czytania karty dań przez gości. Zapowiedział również skierowanie sprawy wpisu na Facebooku do sądu. Zapewniał, że kelnerzy zawsze pytają klientów o zapoznanie się z cenami przed przyjęciem zamówienia.
Według właściciela, pierwszy rachunek był wydrukiem z kalkulatora kelnera wydanym przez pomyłkę. Przyznał jednak, że firma istnieje od wielu lat i obecnie chyli się ku upadkowi. Twierdził także, że wszystkie kontrole w lokalu przebiegały bez zastrzeżeń.