​Już nie o 20-30, ale nawet o 100 procent więcej chcą wykonawcy, którzy stają do przetargów w Lublinie. "Jesteśmy, co chwilę zaskakiwani takimi sytuacjami, mimo że na bieżąco aktualizujemy cenniki przed ogłoszeniem" - mówi Artur Szymczyk, zastępca prezydenta Lublina do spraw inwestycji.

REKLAMA

Priorytetem dla samorządów są inwestycje z dofinansowaniem. Inne będą musiały poczekać.

Wychodzimy z tego założenia, że możliwość pozyskania pieniędzy ze środków unijnych albo z innych programów, które zapewniają dofinansowanie, może się nie powtórzyć - mówi Artur Szymczyk. Samorządy stanęły przed problemem skąd dołożyć pieniędzy skoro coś kosztowało milion a nagle ma kosztować dwa. Skończyły się czasy łatwych rezerw - dodaje wiceprezydent i podkreśla, że w przypadku inwestycji finansowanych tylko z budżetu miasta z część z nich trzeba będzie zrezygnować.

Dodatkowo przetargi stały się nieprzewidywalne. Miasto cały czas aktualizuje cenniki, a mimo to składane oferty są droższe o połowę czy nawet o sto procent. Kłopot pojawia się przy inwestycjach dofinansowywanych z Polskiego Ładu.

Teoretycznie dofinansowanie sięga nawet 90% kosztów inwestycji. Ale tylko teoretycznie. Ponieważ jeśli w trakcie przetargu okaże się, że wykonawcy chcą dużo więcej pieniędzy, to miasto brakującą kwotę musi uzupełnić z własnych pieniędzy. Fundusz wypłaca tylko konkretną kwotę, która nie jest waloryzowana w zależności od wyniku przetargu. W rzeczywistości program, który miał pokrywać 90% kosztów przy obecnych rozstrzygnięciach przetargowych pokrywa 60-70% - mówi wiceprezydent Artur Szymczyk.

Problemem jest też i to, że finansowanie tych inwestycji zaczyna się od wypłacenia puli pieniędzy samorządowych, a miejskie budżety są w tym roku wyjątkowo napięte. Samorządy postulowały, żeby w pierwszej kolejności wydawane były rządowe pieniądze tak, aby miały więcej czasu na zgromadzenie środków, ale zasady się nie zmieniły. Mają dwie możliwości: rezygnować z inwestycji albo ograniczać inne wydatki, żeby pozyskać dofinansowanie.