Ciąg dalszy oględzin i przeszukiwań terenu, na którym w nocy z wtorku na środę spadł i eksplodował dron, zaplanowali na czwartek śledczy pod Osinami niedaleko Łukowa na Lubelszczyźnie. Niezbędne jest znalezienie wszystkich elementów rozbitego bezzałogowca. Dopiero gdy uda się dopasować więcej części, możliwe będzie ustalenie, jakiego rodzaju dron tam eksplodował - informuje reporter RMF FM Michał Dobrołowicz.
Czwartek jest drugim dniem przeszukiwań terenu w Osinach, na którym spadł i eksplodował dron. Przesłuchani mają zostać też kolejni świadkowie. Teren, który był i będzie dzisiaj przeszukiwany, ma powierzchnię ponad dwóch hektarów.
Wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał wczoraj, że dron, który spadł pod Osinami, to "prowokacja Federacji Rosyjskiej". Jak dodał, do prowokacji doszło "w szczególnym momencie, kiedy trwają dyskusje o pokoju".
Dlaczego dokładne przeszukanie tego terenu jest tak ważne na tym etapie? Eksperci wyjaśniają, że niezbędne jest znalezienie wszystkich elementów rozbitego bezzałogowca. Dopiero gdy uda się dopasować więcej części, możliwe będzie ustalenie, jakiego rodzaju dron eksplodował w tej okolicy.
Urządzenie po eksplozji jest bardzo zniszczone. Śledczy dysponują jednym dużym zachowanym elementem. To na nim - jak przekazał w środę wieczorem szef Prokuratury Okręgowej w Lublinie prok. Grzegorz Trusiewicz - widnieje napis prawdopodobnie w języku koreańskim.
Obiekt, który spadł i eksplodował, to dron wojskowy, najprawdopodobniej tzw. wabik, pozbawiony głowicy bojowej, zawierający jedynie niewielką ilość materiałów wybuchowych.
Informacje te potwierdził zastępca Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. dyw. pil. Dariusz Malinowski. W jego ocenie "wiele rzeczy wskazuje na to, że jednak był to wabik". Dodał, że silnik obiektu jest produkcji chińskiej, używany do tego typu statków powietrznych i znane są miejsca, z których te typy dronów są odpalane i są to miejsca na terytorium Rosji.