Ponad 300 milionów złotych – tyle według prokuratury stracili klienci jednego z banków, którzy zaufali swoim doradcom i zainwestowali pieniądze w certyfikaty funduszy inwestycyjnych. Sprawa ma ogromny zasięg, bo pokrzywdzonych jest aż 1200 osób z całej Polski. Prokuratura Regionalna w Łodzi postawiła już zarzuty dwóm byłym dyrektorom biura maklerskiego banku. Wśród podejrzanych są także trzej prezesi innego banku.

REKLAMA

Wszystko zaczęło się w latach 2012-2015, kiedy to bank rozpoczął dystrybucję certyfikatów czterech funduszy inwestycyjnych. Klienci, którzy przyszli do oddziałów banku, byli przekonani, że inwestują swoje pieniądze w bezpieczne produkty finansowe, polecane przez instytucję zaufania publicznego.

Tymczasem, jak ustaliła prokuratura, dyrektorzy odpowiedzialni za wprowadzenie tych produktów na rynek nie sprawdzili dokładnie, czym tak naprawdę są oferowane fundusze.

Nie przeprowadzono rzetelnej weryfikacji materiałów promocyjnych, nie sprawdzono polityki inwestycyjnej ani tego, kto zarządza funduszami. Klienci nie byli też informowani o ryzyku, jakie wiąże się z inwestycją - a przede wszystkim o tym, że wycofanie pieniędzy przed czasem zależy od tego, czy znajdą się kolejni chętni na zakup certyfikatów. W praktyce oznaczało to, że wypłaty dla wcześniejszych inwestorów były finansowane z wpłat nowych klientów.

Mechanizm jak w piramidzie finansowej

Według śledczych, cała konstrukcja inwestycji przypominała klasyczną piramidę finansową. Pieniądze wpłacane przez nowych klientów były przeznaczane na wypłaty dla tych, którzy chcieli wycofać się z inwestycji. Zamiast zysków, klienci otrzymywali środki pochodzące z kolejnych wpłat. Gdy liczba nowych inwestorów zaczęła spadać, system się załamał.

W 2017 roku Komisja Nadzoru Finansowego zdecydowała o likwidacji wszystkich czterech funduszy. Do sierpnia 2025 roku, kiedy zakończono proces likwidacji ostatniego z nich, poszkodowani klienci odzyskali jedynie połowę zainwestowanych pieniędzy - około 150 milionów złotych. Reszta przepadła.

Zarzuty dla dyrektorów i prezesów

Dwaj byli dyrektorzy biura maklerskiego banku usłyszeli zarzuty oszustwa na ogromną skalę. Grozi im nawet 10 lat więzienia. Obaj nie przyznają się do winy.

To jednak nie koniec sprawy - prokuratura prowadzi śledztwo także w innych wątkach. Zarzuty usłyszeli już trzej prezesi i jeden z dyrektorów innego banku, którzy - jak twierdzą śledczy - nie zachowali należytej ostrożności i kupili certyfikaty jednego z funduszy za prawie 10 milionów złotych, narażając zarządzany przez siebie bank na stratę blisko 5 milionów.

Łącznie podejrzanych jest już kilkadziesiąt osób, w tym osoby odpowiedzialne za zarządzanie funduszami inwestycyjnymi. Zarzuty dotyczą zarówno oszustwa, jak i tzw. karalnej niegospodarności, czyli działania na szkodę własnej firmy przez niewłaściwe zarządzanie pieniędzmi.

Prokuratura zapowiada, że to dopiero początek. Śledczy nie wykluczają, że zarzuty usłyszą kolejne osoby.