Prezydent Donald Trump wygłosił przemówienie w Kongresie, trwające dwie blisko godziny. "Było bardzo długie, ale tak naprawdę wypełnione głównie pokazywaniem tego, w jaki sposób Donald Trump i jego ludzie przywracają złotą erę Ameryki w tych ostatnich tygodniach, czy to w kwestii imigracji, czy to w kwestii ceł" - mówi Andrzej Kohut, amerykanista z Ośrodka Studiów Wschodnich, ale również prowadzący Przegląd Zagraniczny w Radiu RMF24, który był gościem Piotra Salaka.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Kohut o przemówieniu Trumpa w Kongresie: Litania sukcesów, które prezydent sobie przypisuje

Cisza ws. wstrzymania pomocy dla Ukrainy

Prowadzący rozmowę zwrócił uwagę, że ukraińskie media zauważają dzisiaj przede wszystkim to, czego nie powiedział Donald Trump, czyli że wstrzymał pomoc dla Ukrainy. Zdaniem Andrzeja Kohuta mogło to wynikać po prostu z tego, że tekst orędzia, jakie miało miejsce wczoraj, powstaje przez wiele dni, a nawet tygodni. Decyzja o wstrzymaniu pomocy dla Ukrainy, została natomiast podjęta dzień przed tym przemówieniem.

Mnie aż tak bardzo nie zaskoczyło, że ta kwestia nie pojawiła się w tym przemówieniu. Trump wysłał sygnał, umieszczając fragmenty listu Zełenskiego. On uznaje, że jest w tej chwili coraz bliżej celu. Pokazuje swoje ogólne zwycięstwo w postaci przymuszenia Ukrainy do tej umowy, o którą tak bardzo mu chodzi - opowiada gość Piotra Salaka.

Sukcesy Trumpa motywem przewodnim

Amerykanista wskazuje, że głównym motywem wystąpienia było pokazanie, jak Donald Trump wraz ze swoim zespołem przywracają złotą ery Ameryki, działając w kwestiach takich jak migracja czy polityka celna.

Pokazuje to, w jaki sposób Ameryka ma się zmieniać dzięki temu, że dostęp do niej dla państw zewnętrznych będzie trudniejszy - mówi Kohut, dodając, że w Stanach Zjednoczonych mają także ponownie powstawać fabryki samochodów.

Trump wykorzystał wygłaszaną mowę na opowiedzenie o swoich sukcesach z ostatnich tygodni. Zrobił to w sposób typowy dla amerykańskiego folkloru politycznego, okraszając to rozmaitymi personalnymi przykładami. Wiele osób zostało nieprzypadkowo zaproszonych tylko po to, aby podkreślić istotne elementy tej agendy prezydenta - tłumaczy gość Piotra Salaka.

Demokraci wciąż szukają sposobu, jak odpowiedzieć na Trumpa

Dużo mówiło się przed tym przemówieniem, że demokraci będą starali się wykorzystać okazję, żeby zaistnieć, ponieważ w ostatnich tygodniach byli bardzo mało widoczni - mówi analityk. Nie ukazała się jednak żadna odpowiedź z ich strony.

Próbowali za pomocą tabliczek sygnalizować swój sprzeciw wobec obecnej administracji, zaprosili też na salę byłych pracowników administracji federalnej, niedawno zwolnionych w ramach tych programów, które Trump rozpoczął, a które realizuje Elon Musk - opisuje Kohut. Nie było to jednak specjalnie zauważalne, mimo spekulacji dotyczących tego, że demokraci, w którymś momencie będą chcieli wyjść z sali.

Żadnych zaskoczeń

Jak twierdzi ekspert, całe przemówienie było bardzo przewidywalne. Pomimo wszelkich spekulacji, nie wydarzyło się nic szczególnego. Było trochę takich elementów mających przykuć uwagę publiczności, kiedy mówił jakiego rodzaju marnotrawstwo już udało się powstrzymać w ramach działalności Departamentu Efektywności Rządowej kierowanej przez Elona Muska. Mówił o emerytach, którzy mają 100, 200 lat i którym wciąż wypłacana jest emerytura w ramach Social Security i o programach, które były realizowane w ramach amerykańskiej pomocy zagranicznej - wymienia gość Piotra Salaka.

Jak dodaje, nic z tego nie było nową wiadomością. O wszystkim mogliśmy usłyszeć już wcześniej, w wypowiedziach Trumpa, bądź jego zespołu. Wszystko zostało zebrane w jeden ponad półtoragodzinny blok, co jest jedynym zaskoczeniem - że to przemówienie trwało aż tak długo - mówi analityk.

Atak na Joe Bidena

Andrzej Kohut zwraca uwagę, że ostre ataki na politycznych rywali, to cecha charakterystyczna obecnego prezydenta. Najczęściej poza okresem kampanii wyborczej amerykańscy prezydenci nie odnoszą się w tak ostrych słowach do swoich oponentów politycznych - tłumaczy Kohut. Dodał też, że w odróżnieniu od obecnego prezydenta, jego poprzednik Joe Biden, przez długi czas w swoich przemówieniach, odnosząc się do Donalda Trumpa, nie nazywał go nawet po imieniu.

Przytyków ze strony Trumpa było więcej. W pewnym momencie Trump zwrócił się wprost do zgromadzonych na sali polityków Partii Demokratycznej, mówiąc, że nawet gdyby odniósł najbardziej spektakularny sukces, to ta część sali i tak nie będzie biła mu braw. Nie będzie się uśmiechała ani mu gratulowała, więc z perspektywy demokratów nie ma znaczenia co on zrobi - opowiada gość Piotra Salaka w internetowym Radiu RMF24.

Opracowanie: Julia Domagała