​Wojna w Ukrainie trwa już ponad 10 miesięcy. To nie tylko dramat mieszkających tam ludzi, ale i ogromny problem dla środowiska - wszak do gleby, rzek i morza trafiają przeróżne pierwiastki, które będą długotrwałym źródłem zanieczyszczenia. O wpływie działań zbrojnych na środowisko mówił RMF FM prof. Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.

REKLAMA

W połowie listopada jeden z urzędników amerykańskiej administracji powiedział, że Rosjanie i Ukraińcy każdego dnia wystrzeliwują łącznie około 25 tysięcy pocisków artyleryjskich. Według prof. Jacka Bełdowskiego, to duży problem, bowiem materiały wybuchowe same w sobie są silnie rakotwórcze.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Prof. Bełdowski: Skażenie ukraińskiego środowiska będzie długofalowe

Materiały wybuchowe same w sobie są silnie rakotwórcze, zwłaszcza ich pochodne, powstające w wyniku działalności bakterii i procesów chemicznych. Takie wybuchy niestety nigdy nie prowadzą do tego, że całość materiału wybuchowego zostaje wypalona w eksplozji - część bowiem zostaje rozrzucona po środowisku. W tym momencie zarówno w glebach, jak i rzekach czy morzu to się odłoży i będzie długotrwałym źródłem zanieczyszczenia - powiedział prof. Bełdowski.

Naukowiec z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk zauważył, że w amunicji może być zawarty szereg metali ciężkich. Wśród nich znajduje się m.in. rtęć, która jest bardzo toksyczna dla środowiska.

W amunicji starego typu materiałem inicjującym, czyli tym, co znajdowało się w zapalnikach, był piorunian rtęci. A - jak wiadomo - rtęć jest bardzo toksyczna dla środowiska. W tej nowszej amunicji jest azydek ołowiu. Ołów co prawda nie jest miłym metalem dla środowiska, ale nie jest tak bardzo toksyczny jak rtęć - zauważył prof. Bełdowski.

Szczególny wpływ metale ciężkie mogą mieć na zasiewy. Przed rozpoczęciem upraw niezbędne będzie sprawdzenie gleby, a przede wszystkim usunięcie wszelkich większych odłamków pocisków. Jeśli ukraińscy rolnicy tego nie zrobią, rośliny będą mogły zawierać rakotwórcze toksyny.

Prof. Bełdowski zauważył ponadto, że nowoczesna broń, w szczególności ta przekazywana Ukrainie przez Zachód, spełnia wyższe normy środowiskowe. Mowa tutaj szczególnie o paliwie rakietowym, które jest silnie toksyczne.

To, którego używano w Związku Radzieckim, było dużo bardziej toksyczne niż to, którego używa się obecnie - zauważył rozmówca RMF FM.

Kiedy przyroda w Ukrainie wróci do równowagi?

Po I wojnie światowej francuski rząd wyznaczył obszar o łącznej powierzchni około 120 tysięcy hektarów jako tzw. czerwone strefy, które zostały fizycznie i środowiskowo zniszczone w wyniku działań zbrojnych. Te restrykcje gdzieniegdzie nadal występują, a wojna zakończyła się przecież ponad 100 lat temu. W Ukrainie szczególnie ciężkie walki toczą się w rejonie Bachmutu w obwodzie donieckim, które swoim przebiegiem przypominają te z I wojny światowej. Prof. Bełdowski stwierdził, że skażenie ukraińskiego środowiska będzie długofalowe, ale nie aż tak jak po I wojnie światowej, gdzie używano broni chemicznej, z której część była oparta o związki arsenu.

Widziałem na konferencjach i rozmawiałem z naukowcami z Belgii, którzy pokazywali te "czerwone strefy", w których albo nic nie rośnie, albo rośliny są silnie zmienione i nie nadają się do spożycia. Mam nadzieję, że w przypadku konwencjonalnych materiałów wybuchowych aż tak nie będzie - powiedział. Dodał jednak, że konieczna może być "dekontaminacja gleby jakimiś chemicznymi metodami, żeby pozbyć się toksycznych związków".

Innym problemem, z którym po zakończeniu działań wojennych będą zmagać się Ukraińcy, są niewybuchy. Rozmówca RMF FM stwierdził jednak, że istnieją mechanizmy, które można wykorzystać do usunięcia i pozbycia się niewybuchów. Wskazał tutaj traktat o minach lądowych w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych.

W ramach tego traktatu stworzono fundusz, do którego poszczególne kraje mogą aplikować i zdobyć środki na pozbycie się niebezpiecznych materiałów. A że Ukraina jest członkiem ONZ, to po wojnie jak najbardziej może o takie środki wystąpić - dodał.

Zanieczyszczone powietrze zagrożeniem dla Polski?

Każdego dnia w Ukrainie płoną nie tylko domy i lasy, ale też swój ślad pozostawiają pociski, tak często wystrzeliwane przez obie strony. Prof. Bełdowski podkreśla, że powietrze nad Ukrainą jest toksyczne i może oznaczać problemy zdrowotne mieszkańców, którzy je wdychają.

Takim dużym problemem są dioksyny. Dlatego mówi się, żeby nie palić śmieci, ponieważ tam powstają właśnie dioksyny, związki chloroorganiczne i inne bardziej skomplikowane związki, które mogą mieć wpływ na zdrowie. One mogą niszczyć płuca i wpływać również neurotoksycznie, czyli uszkadzać układ nerwowy - powiedział naukowiec.

Prof. Bełdowski zauważył, że choć zanieczyszczenia w większości powinny mieć raczej charakter lokalny, to dużym problemem jest występująca w starych typach zapalników rtęć. Przenosi się ona na tysiące kilometrów, zatem może mieć wpływ globalny.

Problem podobny jak w Morzu Bałtyckim

Oprócz lądu, działania wojenne prowadzone są również na Morzu Czarnym. Kilkukrotnie w mediach pojawiały się informacje o minach wyrzuconych m.in. na plaże w ukraińskiej Odessie. Prof. Bełdowski powiedział, że po zakończeniu działań na tym akwenie zagrożenie będzie dla nawigacji i gospodarki morskiej.

Wiem od moich kolegów z Konstancy w Rumunii, że tam też były przypadki zdryfowania min w rejon tamtejszego portu. Wygląda więc na to, że duży obszar Morza Czarnego jest pod wpływem tych działań wojennych. Ponadto będzie to problem zatopionej amunicji, jak to jest na Morzu Bałtyckim z amunicją z II wojny światowej, czyli powolna korozja i uwalnianie do środowiska - zauważył rozmówca RMF FM.

Naukowiec poinformował, że istnieje kilka rodzajów zatopionej amunicji. W przypadku działań wojennych na Morzu Czarnym najprawdopodobniej będzie to tzw. UXO (unexploded ordnance, ang. niewybuchy), czyli amunicja, która wpadnie do morza, nie zdetonuje i osiada na dnie. Są to np. chybione torpedy czy rakiety.

Eksplozje nieopodal składowiska broni chemicznej

Pod koniec września 2022 roku na Morzu Bałtyckim doszło do serii eksplozji gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Jak się później okazało, był to sabotaż, ale do tej pory nie wiadomo, kto za nim stał. Jak ten incydent wpłynął na Bałtyk?

To było bardzo niebezpieczne dla Bałtyku, ponieważ do eksplozji doszło zaledwie kilkanaście mil od dużego składowiska broni chemicznej po II wojnie światowej, koło Głębi Bornholmskiej. Tam jest zatopione 38 tysięcy ton amunicji chemicznej. Wydaje się, że nie została ona naruszona, ale czekamy w tej chwili na wyniki analiz - powiedział prof. Bełdowski.

Czego naukowcy są pewni, to tego, że doszło do podniesienia się olbrzymiej chmury osadów, które są częściowo skażone głównie produktami działalności przemysłu z lat 60. i 70. XX wieku.

Ta chmura osadów wzbiła się z tamtego rejonu i częściowo zostało to zreabsorbowane do wody, więc będzie mieć wpływ na organizmy. Na pewno ryby nie będą od tego zdrowsze. Ale na szczęście chyba uniknęliśmy najgorszego, czyli nie doszło do takiego masowego rozszczelnienia pojemników z amunicją - podkreślił naukowiec.

Tuż po eksplozjach mogliśmy oglądać spektakularne zdjęcia i filmy przedstawiające potężną plamę bąbli gazu. Czy jego wydostanie się z gazociągu ma znaczący wpływ na florę i faunę naszego morza?

To nie ma wpływu na zanieczyszczenie, natomiast będzie miało olbrzymi wpływ na efekt cieplarniany, ponieważ metan jest dużo bardziej efektywnym gazem cieplarnianym od dwutlenku węgla. Ten metan, który się wydostał, po prostu dołożył się do efektu cieplarnianego w skali globalnej - zauważył rozmówca RMF FM.