​Według strony ukraińskiej, rosyjska armia straciła na wojnie już 15 tys. swoich żołnierzy. To prawdopodobnie liczba zawyżona, ale - jak donosi nasz londyński korespondent, Bogdan Frymorgen - brytyjscy eksperci szacują straty bardziej kompleksowo.

REKLAMA

Przytaczanie wyłącznie liczby zabitych nie daje pełnego obrazu wojny w Ukrainie. Według brytyjskich analityków, od początku konfliktu armia rosyjska straciła już 40 tys. żołnierzy - to polegli, ranni, pojmani i dezerterzy. Jak dodają, jeśli straty sięgną 30 proc. potencjału zgromadzonego w regionie, kontynuowanie inwazji będzie niemożliwe.

Media donoszą także o słowach szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa, który w rozmowie ze studentami w Moskwie miał przyznać, że sankcje nałożone przez Zachów dziesiątkują gospodarkę jego kraju. Szczególnym zaskoczeniem, jak podkreślił, było zamrożenie rosyjskich rezerw finansowych. Brytyjscy obserwatorzy nazywają je funduszami wojennymi, których, dzięki wprowadzeniu sankcji, Moskwa nigdy nie wykorzysta.

Innym tematem, jaki dominuje w mediach na Wyspach jest polityczna sytuacja w stolicy Rosji. To trzecia strona tego samego medalu. Według dziennika The Times, wraz z przedłużającym się konfliktem rośnie szansa na obalenie Władimira Putina w pałacowym puczu. Gazeta powołuje się na źródła w rosyjskich służbach FSB. Są one ponoć rozczarowane sytuacją w Ukrainie i rośnie ich wewnętrzna frustracja.

Agenci nie chcą powrotu do czasów Związku Radzieckiego. To zdanie Władimira Oseczkina, rosyjskiego aktywisty, który swego czasu obnażył koszmary stan rosyjskich więzień. Podzielił się z gazetą informacjami pochodzącymi ze swoich źródeł. Wynika z nich, że agenci FSB pracują bez urlopów, nie mogą wyjeżdżać i widywać rodzin. W czysto egoistyczny sposób zaczynają więc reagować na aktualną sytuację. Czym to się skończy, trudno przewidzieć.