W wypowiedziach polityków Zachodu powtarza się jeden motyw. Emmanuel Macron, Keir Starmer i Ursula von der Leyen jak mantrę powtarzają słowa amerykańskiego szefa dyplomacji, który rezultat rozmów USA-Ukraina w Arabii Saudyjskiej skomentował, mówiąc: piłka po stronie Rosji. Niektórzy zadają pytanie, czy Moskwa spodziewała się takiego obrotu spraw.
Wiadomości z Arabii Saudyjskiej i USA są pierwszymi od dawna, które można określić jako napawającymi optymizmem w kontekście wojny w Ukrainie. Chodzi nie tylko o propozycję 30-dniowego rozejmu, co do którego zgodzili się Ukraińcy i Amerykanie, ale także o zdecydowane deklaracje płynące z Waszyngtonu. Mowa o wznowieniu pomocy militarnej i wywiadowczej dla Kijowa, czyli podstawowym środku wywierania presji na Moskwę, zaproszeniu do Białego Domu Wołodymyra Zełenskiego i być może rzeczy najważniejszej - jasnej zapowiedzi Donalda Trumpa: Jeśli nie zmusimy Federacji Rosyjskiej do wstrzymania ognia, będziemy po prostu kontynuować walkę i zaopatrywać Ukrainę.
W Europie dało się usłyszeć głębokie westchnienie ulgi. Być może Ukraina nie zostanie pozbawiona kluczowego amerykańskiego wsparcia, być może Rosjanie nie mogą być całkowicie spokojni o losy swojej inwazji i być może USA nie grają tylko do jednej bramki. To też pierwszy od zaprzysiężenia Trumpa moment, w którym liderzy europejscy poczuli, że Amerykanie mogą odegrać w Europie pozytywną rolę.
"Piłka jest teraz wyraźnie po stronie Rosji" - napisał prezydent Francji Emmanuel Macron na platformie X. "Francja i jej partnerzy nadal są zaangażowani w trwały i sprawiedliwy pokój, poparty solidnymi gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy" - dodał.
"Jak stwierdziły delegacje amerykańska i ukraińska, piłka jest teraz po stronie Rosji" - napisał premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer w oświadczeniu, gratulując prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu i prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi "niezwykłego przełomu".
"Jesteśmy gotowi pomóc zakończyć tę wojnę w sprawiedliwy i trwały sposób, który pozwoli Ukrainie cieszyć się wolnością" - zakomunikował, pisząc o spotkaniu światowych przywódców, które Londyn zwołuje w sobotę.
"Z zadowoleniem przyjmujemy dzisiejsze wieści z Dżuddy na temat rozmów USA-Ukraina. To pozytywny rozwój sytuacji, który może stanowić krok w kierunku sprawiedliwego i trwałego pokoju dla Ukrainy. Teraz piłka jest po stronie Rosji" - oświadczyła z kolei szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, dodając, że UE jest gotowa wypełnić swoją rolę w "nadchodzących negocjacjach pokojowych".
Słowa Marco Rubio nieoczekiwanie wywarły efekt szokowy w świecie. Proste stwierdzenie "piłka jest teraz po stronie Rosji", którym sekretarz stanu USA podsumował konkluzje wtorkowych negocjacji w Arabii Saudyjskiej, jest znakiem odwrócenia dotychczasowego porządku w relacjach USA-Rosja-Ukraina. Do tej pory mieliśmy do czynienia z rozmowami dwóch mocarstw, które dzielą między siebie świat, jak tort urodzinowy. Teraz Amerykanie zaprosili do stołu Ukraińców i nie wskazali im najgorszego miejsca.
Kijów potwierdził, że jest gotów do pokoju. Jeszcze przed tygodniem, po awanturze w Gabinecie Owalnym Rosjanie mówili światu: widzicie, Ukraińcy chcą tylko się kłócić i walczyć. Dziś Moskwie wybito z rąk nie tylko istotny atrybut propagandowy, ale skierowano wszystkie światła w ich stronę. Jeżeli za wtorkowymi ustaleniami w Dżuddzie nie kryje się większy i trudniejszy do odgadnięcia blef, Amerykanie i Ukraińcy powiedzieli właśnie Rosjanom bardzo zdecydowane "sprawdzam".
"Jeśli Putin nie przerwie ognia, potwierdzi jedynie, że jego głównym celem jest dalsza wojna, a także potwierdzi, że przez cały czas okłamywał prezydenta USA Trumpa" - pisze szef kijowskiego rządowego Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji, Andrij Kowałenko, który twierdzi, że Rosja próbowała zakłócać dzisiejsze rozmowy.
Kowałenko pyta na koniec, czy szef rosyjskiej dyplomacji ma plan awaryjny. Ukraiński urzędnik uważa, że Moskwa stawiała na fiasko rozmów Ukraina-USA, a niespodziewane rozstrzygnięcie nagle pozbawiło Rosję inicjatywy w negocjacjach.