Dramatyczna sytuacja dziesiątków tysięcy Polaków w Holandii. Zatrudnieni przez agencje pracy tymczasowej – nie są odpowiednio zabezpieczeni przed koronawirusem. Śpią po kilkanaście osób w domkach kempingowych, dowożeni są do pracy przepełnionymi busami, a na stanowiskach pracy brakuje podstawowych środków dezynfekujących. Może dojść do epidemiologicznej katastrofy, bo polscy imigranci zarobkowi w Holandii to grupa podwyższonego ryzyka.

REKLAMA

Największy holenderski związek zawodowy FNV (De Federatie Nederlandse Vakbeweging) otrzymuje setki zgłoszeń od przerażonych sytuacją Polaków i apeluje także do polskiego MSZ-u o interwencję w tej sprawie.

W Holandii nikt się o nich nie troszczy - mówi w rozmowie z RMF FM Hanna Toby z FNV. Sprawą zainteresowały się już także holenderskie media.

Dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon wysłała wczoraj o godzinie 12:30 pytanie do MSZ w sprawie sytuacji polskich pracowników sezonowych w Belgii i Holandii w związku z koronawirusem. Do tej pory nie otrzymała odpowiedzi. Panuje kompletny chaos, a jego ofiarami są Polacy - alarmuje Toby.

Beztroskie podejście do pandemii

Polacy zatrudnieni przez agencje pracy tymczasowej - są zdani na jej łaskę. Praktycznie żadna z agencji zapewniających Polakom pracę, zakwaterowanie i ubezpieczenie - nie wprowadziła jeszcze zasad zadekretowanych przez holenderski rząd w związku z koronawirusem. Narażają więc życie Polaków. O tym, jak agencje beztrosko podchodzą do pandemii świadczy reklama agencji Fides zachęcająca Polaków do pracy w Holandii. Reklama, która wywołała nawet interpelacje poselskie do ministra zdrowia - przedstawia zdjęcie butelek piwa z napisem "Nie bój się korony. Przyjedź do nas" (co ma być nawiązaniem do marki piwa Corona).

Polacy są zmuszeni do mieszkania w domkach letniskowych po kilkanaście osób w jednym domku. Byłam prawie na wszystkich takich kempingach i nigdzie nie jest tak jak powinno być - mówi Toby. Jak można zachować wyznaczony przez holenderskie Ministerstwo Zdrowia dystans na 1,5 metra, skoro łóżka są poustawiane w odległości 50 cm od siebie - mówi Toby.

Związek zawodowy FNV żąda, żeby każdy pracownik otrzymał jednoosobowy pokój. W obecnej sytuacji epidemiologicznej takie warunki mieszkaniowe to - co najmniej niewyobrażalna lekkomyślność. W takich warunkach nie ma możliwości odbycia kwarantanny czy izolacji jeżeli ktoś zachoruje. Ludzie z gorączką są odsyłani na kemping albo po prostu zwalniani z pracy i wyrzucani z domku - mówi Toby.

DO FNV zgłaszają się Polacy, którzy chcieli iść do szpitala, bo źle się poczuli i odmówiono im leczenia, bo agencja, która ich zatrudniła nie zapewniła im ubezpieczenia albo nie wręczyła książeczki ubezpieczeniowej. Podobnie wygląda transport. Polacy z reguły dowożeni są do pracy busami, dosłownie "jeden na drugim". Nie ma mowy o zachowaniu w takim busie odpowiedniego dystansu fizycznego.

Praca w dużych grupach, bez rękawiczek i środków dezynfekujących

Na stanowiskach pracy nie jest lepiej. Wczoraj rozmawiałam z pracownikami jednego z centrów dystrybucji żywności. Nie ma tam dostępnych żadnych środków higienicznych. Nie pracują w rękawiczkach. Nie jest zapewniona niezbędna odległość między pracownikami. Polacy pracują w bardzo dużych grupach po 100 osób i więcej. W dodatku dowożone są (w związku z obecnym brakiem rąk do pracy) nowe grupy z regionów, gdzie jest najwięcej zarażeń - opowiada działaczka związkowa. Ponieważ Holendrzy rzucili się do robienia zapasów, to w centrach dystrybucji jest ogrom pracy.

Przekraczane są jednak dowolne normy. Polacy pracują nieraz po 12 godzin. Pracują w naszych centrach dystrybucyjnych, to dzięki nim nasze supermarkety są pełne, a sklepy internetowe mają co dostarczać: imigranci zarobkowi - zauważa "Een Vandaag" czołowy holenderski program telewizyjny - nie są jednak dobrze chronieni przed zarażeniem kornawirusem".

Polacy się boją i jak tyko mogą to wyjeżdżają. Teraz to już jest jednak utrudnione z powodu konieczności odbycia w Polsce kwarantanny.

Oczywiście są firmy i nieliczne agencje, które zapewniają Polakom odpowiednie warunki. W centrum rozdziału paczek holenderskiej poczty w Waddinxveen Polacy już kilka tygodni temu wywalczyli sobie środki dezynfekujące i takie przeorganizowanie pracy, żeby zminimalizować możliwość zarażenia się koronawirusem.

Mamy dodatkowe pomieszczenia na przerwy, na posiłki, zachowany jest dystans 1,5 jeden od drugiego - mówi w rozmowie z RMF FM Janusz Ćwikła - "ale sami o to występowaliśmy". Jednak sytuacja opisana przez pana Janusza - to raczej tylko pozytywny wyjątek na tle tragicznej sytuacji polskich pracowników sezonowych w Holandii.