Jak może wyglądać inwazja Rosji na kraje NATO? Bloomberg postanowił zagrać w "co by było, gdyby" i stworzył formę symulacji konfliktu zbrojnego, w którym Władimir Putin wydaje rozkaz ataku na kraje Europy. W modelowaniu uwzględniono m.in. przybliżone koszty zniszczeń wojennych, najbardziej zagrożone rejony oraz przewidywania dotyczące postawy politycznej największego gracza w NATO - Donalda Trumpa.

REKLAMA

  • Bloomberg stworzył symulację potencjalnego konfliktu zbrojnego między Rosją a krajami NATO, uwzględniając m.in. koszty zniszczeń i postawę polityczną USA.
  • Estonia, Łotwa i Litwa uznawane są za najbardziej zagrożone rosyjskim atakiem ze względu na swoją wartość strategiczną i długie granice z Rosją.
  • Rosja może zainicjować wojnę poprzez atak hybrydowy. Litwini przewidują możliwość "kolejowej prowokacji".
  • Konflikt mógłby rozszerzyć się na inne kraje, powodując znaczne straty gospodarcze, szczególnie w państwach bałtyckich.
  • Wypowiedzi Władimira Putina oraz niepewna postawa Donalda Trumpa względem wsparcia dla Europy budzą obawy o bezpieczeństwo kontynentu.

Nie wszyscy wierzą, że Rosja realnie myśli o konfrontacji z NATO, ale fakty mówią same za siebie. Rosyjski kompleks zbrojeniowy produkuje obecnie rakiety, amunicję i drony w tempie, które przewyższy niebawem potrzeby prowadzenia działań w Ukrainie. Tymczasem Moskwa otrzymała w ostatnim czasie kilka ciosów, które osłabiły strefę jej wpływów. Najpierw Syria i obalony dzięki należącym do NATO Turkom prorosyjski reżim Baszara al-Assada, a ostatnio Iran, czyli główny partner Rosji, dostarczający jej sprzęt, w tym śmiercionośne drony uderzeniowe w zamian za technologię. To gorzkie pigułki, bardzo trudne do przełknięcia dla władz na Kremlu. I bardzo prawdopodobne, że Rosjanie będą chcieli rekompensować straty w innych regionach.

Gdy Władimir Putin grozi palcem z Kremla, postawa Donalda Trumpa jako prezydenta kraju, będącego główną potęgą militarną, budzi poważne wątpliwości. Czy Europa może liczyć na wsparcie Stanów Zjednoczonych? Dziś w Hadze Trump twierdzi, że tak, ale jutro w Waszyngtonie może powiedzieć coś zgoła innego. Zdają sobie z tego sprawę np. Brytyjczycy, którzy zapowiedź kupna amerykańskich myśliwców F-35A, zdolnych do przenoszenia broni jądrowej, opatrzyli komentarzem traktującym o "wycofaniu się USA z tradycyjnej roli gwaranta bezpieczeństwa".

Tymczasem w Petersburgu Władimir Putin powtórzył zbyt dobrze znane w Europie Wschodniej powiedzenie: Gdziekolwiek stąpa rosyjski żołnierz, to należy do nas.

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte ocenia, że Moskwa będzie gotowa do konfrontacji z NATO w ciągu 5 lat. Duńczycy - pisze Bloomberg - twierdzą, że już w ciągu pół roku Rosjanie mogą sprowokować konflikt z lokalnym sąsiadem i rozkręcać stopniowo spiralę przemocy przez kolejne lata. Chociaż Kreml nie chciałby wojny na dwóch frontach - ukraińskim i natowskim - wśród rosyjskiego dowództwa nie brakuje pewnych siebie jastrzębi, twierdzących, że uderzenie jest wykonalne, a być może nawet konieczne.

Rutte ostrzegał w tym miesiącu, że Rosja produkuje amunicję cztery razy szybciej niż wszystkie państwa sojuszu razem wzięte.

Alarm w państwach bałtyckich

Najbardziej zagrożone rosyjskim atakiem wydają się być Estonia, Łotwa i Litwa. Nie tylko dlatego, że stanowią relatywnie łatwy cel, ale przede wszystkim ze względu na swoją wartość strategiczną. Trzy kraje mają długie granice z Rosją i są zamieszkiwane przez rosyjską mniejszość, którą Moskwa uwielbia bronić, aż nie zostaje kamień na kamieniu.

Bloomberg Economics szacuje, że bezpośredni koszt zniszczeń w strefie wojny, wyższe ceny energii w związku z odcięciem dostaw z Rosji oraz wyprzedaż na rynkach finansowych mogą obniżyć globalną produkcję o 1,3 proc. lub 1,5 biliona dolarów tylko w pierwszym roku wojny.

Straty będą dużo większe, jeśli konflikt rozleje się na inne kraje.

A jak wojna się zacznie? Jak wiele rosyjskich wojen - od "incydentu".

Przeklęta linia kolejowa

Bloomberg zakłada, że Rosja najpierw zainscenizuje incydent lub atak hybrydowy. Takie założenie pokrywa się z oceną wywiadów natowskich, a podobne twierdzenia wygłaszał niedawno szef Federalnej Służby Wywiadowczej Niemiec.

Kluczowa w kontekście rosyjskiej prowokacji może być linia kolejowa Moskwa-Królewiec, przebiegająca przez Litwę. W ubiegłym tygodniu litewskie media donosiły o poszukiwaniach Rosjanina, który wyskoczył z jadącego pociągu tuż przy granicy. Według tamtejszych służb, to 21-letni mieszkaniec Baszkirii, a motywy jego działań pozostają nieznane, co rzuca podejrzenia pod kątem ewentualnych działań agenturalnych.

Według byłego ministra spraw zagranicznych Litwy Gabrieliusa Landsbergisa, nagłe zatrzymanie pociągu tranzytowego z Rosji na terytorium litewskim, mogłoby posłużyć Moskwie jako pretekst do "ochrony" uwięzionych obywateli swojego kraju.

Ponieważ Rosja "chroni" obywateli, dokonując inwazji, na Litwę wkroczą wojska Moskwy, a prawdopodobne jest też, że równolegle Rosjanie rozpoczną ataki na Estonię i Łotwę, by osłabić NATO w tym rejonie, przejąć kontrolę nad Bałtykiem i w dalszej kolejności zerwać połączenie państw bałtyckich z Polską na Korytarzu Suwalskim.

A więc wojna

Wówczas wojna będzie już faktem i kraje zaatakowane, niezależnie od decyzji politycznych w Berlinie, Waszyngtonie, Londynie i Paryżu będą musiały odpowiedzieć ogniem. Rosja wykorzysta to jako pretekst do uderzenia na europejskie bazy wojskowe i lotnicze oraz infrastrukturę krytyczną w miastach na kontynencie.

Analiza Bloomberga przewiduje ataki na obiekty w Polsce, Niemczech, Szwecji i Finlandii.

Liczba ofiar byłaby znacząca. Kluczowe porty zostałyby zamknięte, a handel na Morzu Bałtyckim zostałby wstrzymany. Rynki gwałtownie by spadły. Obie strony prawdopodobnie podjęłyby działania hybrydowe, w tym przeciwko podmorskim kablom i infrastrukturze energetycznej.
pisze Bloomberg

Dopóki Europa nie będzie w stanie sama się obronić, dopóty realna, mocna odpowiedź na rosyjską agresję zależeć będzie od postawy USA. Kreml już jednak pokazał, że potrafi stosować zasłony, dzięki którym skutecznie wodzi za nos amerykańską administrację. Bloomberg podejrzewa, że zamiast oczekiwanego wsparcia wojskowego, Donald Trump może po prostu zamieścić wpis na Truth Social z wezwaniem "DO POKOJU, A NIE DO WOJNY" i "DO ROZMÓW Z WŁADIMIREM".

"Biały Dom nie odpowiedział na prośbę o komentarz do tego artykułu" - informuje agencja w swojej analizie.

Cena będzie makabryczna

Według szacunków Bloomberg Economics, pierwszy rok wojny Rosji z NATO przyniósłby poważne konsekwencje gospodarcze na całym świecie. Eksperci przeanalizowali m.in. utracone PKB w strefie konfliktu, zakłócenia w europejskich łańcuchach dostaw, spadek eksportu rosyjskiej ropy i gazu, wzrost kosztów kredytów na rynkach europejskich, zwiększone wydatki na obronność oraz ogólny wzrost niepewności.

Największe straty poniosłyby państwa bałtyckie - ich gospodarki mogłyby skurczyć się aż o 43 proc. w pierwszym roku konfliktu, co odpowiada spadkowi produkcji w okupowanych przez Rosję regionach Ukrainy. Inne kraje europejskie zaangażowane w konflikt, takie jak Finlandia, Szwecja, Polska czy Niemcy, odczułyby mniejsze, ale wciąż znaczące straty gospodarcze.

W przypadku całej Unii Europejskiej wyższe wydatki na obronność częściowo złagodziłyby skutki wzrostu cen energii, zawirowań rynkowych i zniszczenia infrastruktury. Mimo to PKB UE spadłoby o 1,2 proc., a zadłużenie państw członkowskich zaczęłoby rosnąć szybciej.

Rosyjska gospodarka odnotowałaby spadek PKB o 1 proc. To relatywnie niewielka strata, ponieważ dotychczasowe sankcje częściowo uodporniły Rosję na presję zewnętrzną, a wzrost wydatków wojskowych tworzyłby dalszą iluzję dobrej kondycji gospodarczej - stwierdza Bloomberg.

To najczarniejszy scenariusz możliwych wydarzeń nadchodzących lat. Z drugiej jednak strony wojna w Ukrainie zmobilizowała kraje europejskie do znacznych wydatków na zbrojenia i stworzenia potężnych sił konwencjonalnych, które będą mieć jednego konkretnego przeciwnika - Rosję. W rozmowie z Bloombergiem, Landsbergis stwierdza, że ta sytuacja nie będzie sprzyjała pokojowi. To może szybko przerodzić się w poważny konflikt - konkluduje.