​Przeszukano dziś letnią rezydencję prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena w Reheboth Beach w stanie Delaware. Śledczy z Departamentu Sprawiedliwości szukali tajnych dokumentów, których ostatecznie nie znaleźli. Akcja trwała ok. 3,5 godziny.

REKLAMA

Najpierw tajne dokumenty znaleziono w byłym biurze Joe Bidena w Waszyngtonie, a następnie w jego domu w Wilmington w stanie Delaware. W środę odbyło się przeszukanie jego letniej rezydencji nad oceanem.

Chodziło o sprawdzenie, czy prezydent Stanów Zjednoczonych nie posiadał więcej tajnych dokumentów z czasów, gdy był senatorem lub wiceprezydentem. Materiały powinny znajdować się w Narodowych Archiwach.

Jak poinformował prawnik amerykańskiego przywódcy, przeszukanie trwało ok. 3,5 godziny i śledczy ostatecznie nie znaleźli żadnych tajnych dokumentów. Departament Sprawiedliwości zarekwirował jednak odręczne notatki, które wydają się odnosić do wiceprezydentury Bidena.

W tej sprawie powołano specjalnego prokuratura. Amerykański przywódca zapewnia, że współpracuje ze śledczymi, a materiały, które znaleziono przy okazji wcześniejszych przeszukań, nie miały wielkiego znaczenia i zostały zabrane omyłkowo.

Ostatnio zaapelowano do wszystkich żyjących byłych prezydentów i wiceprezydentów USA, by sprawdzili, jakie dokumenty posiadają w domach.

Zaczęło się od Donalda Trumpa

Najpierw tajne materiały znaleziono u Donalda Trumpa. W tej sprawie trwa śledztwo. Potem okazało się, że dużo starsze - ale jednak nadal tajne materiały - posiada Biden. Dokumenty z klauzulą "TAJNE" posiadał w domu również były wiceprezydent Mike Pence.

Według mediów, w biurze Bidena w Waszyngtonie znaleziono 10 niejawnych dokumentów z lat 2013-2016 i dotyczyły one m.in. tematów Ukrainy, Iranu i Wielkiej Brytanii, zaś część z nich miała być opatrzona klauzulą "ściśle tajne".

Niewiele wiadomo na temat drugiej partii znalezionej w garażu jego domu w Wilmington, poza tym, że była ich "niewielka liczba" i znajdowały się wśród innych dokumentów z czasu wiceprezydentury obecnego szefa państwa.