Wigilijny wieczór w niewielkim miasteczku Induno Olona na północy Włoch zamienił się w prawdziwy dramat dla jednej z mieszkanek i jej ukochanego kota. Anacleto, bo tak nazywa się czworonożny bohater tej historii, przeżył 55-minutowy cykl prania w pralce. Uratowała go niska temperatura wody oraz poświęcenie miejscowego weterynarza.
- Więcej informacji z Polski i ze świata znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl
Do niecodziennego zdarzenia doszło w regionie Lombardia, gdzie mieszkanka okolic Varese, pochłonięta przygotowaniami do świąt, w pośpiechu włączyła pralkę tuż przed przyjściem gości. Nie miała pojęcia, że jej kot Anacleto skrył się w bębnie pralki wśród ubrań przygotowanych do prania.
Dopiero wieczorem, gdy kobieta postanowiła podać kotu krople, zorientowała się, że nigdzie nie może go nie ma. Pod wieczór zaczęłam szukać mojego ukochanego kota, by podać mu krople. Nie mogłam nigdzie go znaleźć. Spojrzałam na drzwiczki pralki i zobaczyłam ogon - opowiedziała zrozpaczona właścicielka. Natychmiast wyłączyła urządzenie, które właśnie kończyło cykl prania.
Zaniepokojona losem Anacleto, kobieta niezwłocznie zadzwoniła do weterynarza. Ten, mimo własnych problemów zdrowotnych i świątecznego wieczoru, nie odmówił pomocy. Źle się czułem, ale moja praca oznacza także wyrzeczenia podczas Świąt - podkreślił doktor weterynarii Mario Motta.
Na miejscu lekarz zalecił natychmiastowe rozgrzanie kota, który dzięki niskiej temperaturze prania uniknął najgorszego. Anacleto został ułożony wśród butelek z gorącą wodą, a następnie otrzymał antybiotyk, kortyzon oraz kroplówkę. Już w wigilijną noc temperatura ciała kota zaczęła się podnosić, a w drugi dzień świąt zwierzak odzyskał apetyt.
Doktor Motta przyznał, że podobne przypadki zdarzają się częściej, niż mogłoby się wydawać. Nie zawsze kończy się to pomyślnie, zwłaszcza, gdy jest to program prania w wysokiej temperaturze - zaznaczył weterynarz. Dodał również, że koty z natury są ciekawskie i często wchodzą do pralki, gdzie potrafią nawet zasnąć.