U wybrzeży Norwegii na wysokości Bergen na Morzu Północnym rozbił się śmigłowiec. Pilot wysłał sygnał SOS, potem kontakt z nim się urwał. Na pokładzie helikoptera było sześć osób, zostały wyciągnięte z wody. Jedna osoba nie żyje.

REKLAMA

Informacja wysłana przez pilota śmigłowca dotarła do centrali ratunkowej ok. 20:30. Na morzu ruszyła akcja ratunkowa, brał w niej udział także okręt wojenny.

Norweskie media podają, że sześć osób zostało odnalezionych, wyciągniętych z wody i przetransportowanych do szpitala. W nocy ze środy na czwartek potwierdzono śmierć jednej z nich, pięć pozostałych osób przebywa w szpitalu. Obrażenia jednej określono jako lekkie, pozostali są ranni w różnym stopniu.

Dowodzący akcją Ståle Jamtli przekazał, że osoby te spędziły w wodzie ok. 50 minut.

Meteorolog Alexander Skeltved powiedział gazecie VG, że w miejscu, gdzie znaleziono w morzu rozbitków, są 3,5-metrowe fale.

Firma Bristow Norway, która zajmuje się transportem pracowników platform wiertniczych, podała gazecie Stavanger Aftenblad, że to do niej należy rozbity śmigłowiec. Sikorsky S-92 odbywał lot szkoleniowy.

Około 22:00 poinformowano, że morzu został odnaleziony wrak maszyny.