Grecy nie przerywają protestów przeciwko oszczędnościowym planom rządu. Trwający strajk generalny sparaliżował komunikację lotniczą, kolejową i promową. Zamknięte są szkoły, szpitale, urzędy i muzea - w tym Akropol. W radiu i telewizji nie będą nadawane wiadomości, a do właścicieli sklepów zaapelowano, by podczas wieców zamknęli okiennice. W centrum Aten planowane są dzisiaj dwa marsze.
Związki zawodowe przyznają, że pozbawiony funduszy rząd był zmuszony ograniczyć wydatki, by dostać 110 mld euro pożyczki od krajów strefy euro i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jednak ich zdaniem, przez oszczędności najbardziej ucierpią najmniej zarabiający Grecy. Są inne rzeczy, które rząd może zrobić, zanim odbierze pieniądze emerytowi dostającemu 500 euro miesięcznie - podkreśla lider zrzeszającego pracowników budżetówki związku Adedy, Spyros Papaspyros.
Niezadowolenie Greków rośnie, ponieważ pracowników budżetówki i emerytów czekają cięcia zarobków i świadczeń. Wzrośnie też podatek VAT. Ludzie są naprawdę wściekli, wiele osób poza Atenami nie zdaje sobie sprawy, co się stało (...) Kiedy dostaną następną wypłatę przyjadą do Aten z dziećmi i wnukami, by protestować - przekonuje 78-letni emerytowany urzędnik i dodaje: Przez to, co się dzieje, nie kupuję nowych ubrań, będę zanosił moje spodnie do krawca, żeby je załatał, (...) będę je nosił na lewą stronę, jeśli będę musiał.