Urzędnicy polskiego resortu dyplomacji są zdziwieni postawą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, dotyczącą incydentu z komendantem głównym policji i eksplozją w jego gabinecie. Jak ustalił reporter RMF FM, poruszenie w MSZ wywołały żądania szefa MSWiA kierowane do Ukraińców, by złożyli wyjaśnienia w sprawie prezentów, które dostał w Ukrainie generał Jarosław Szymczyk, a z których jeden miał eksplodować w Komendzie Głównej Policji.

REKLAMA

Z rozmów, jakie dziennikarz RMF FM przeprowadził z przedstawicielami resortu dyplomacji, wynika, że działania szefa MSWiA traktują jako swego rodzaju samowolkę. Tu chodzi o kontakty międzynarodowe, sprawa może wpłynąć na obecne stosunki między naszymi państwami, bo pojawiają się wątpliwości przenoszące część ciężaru odpowiedzialności za to, co się stało, na Ukrainę. Natomiast polska dyplomacja w tej kwestii została całkowicie pominięta.

W normalnych układach - jak usłyszał reporter RMF FM - po takim incydencie byłaby przynajmniej nota dyplomatyczna, czy wezwanie do resortu ambasadora, by złożył wyjaśnienia. Jednak z naszych ustaleń wynika, że na dyplomatycznej linii Warszawa-Kijów nic do tej pory się nie wydarzyło, a ten temat w ogóle nie istnieje.

Także komunikat MSWiA, w którym resort zażądał od Ukraińców wyjaśnień, nie był konsultowany z resortem dyplomacji.

Resort spraw wewnętrznych wydał ten komunikat 15 grudnia. Oto jego treść:

Wczoraj o godz. 7:50 w pomieszczeniu sąsiadującym z gabinetem Komendanta Głównego Policji doszło do eksplozji. Eksplodował jeden z prezentów, które Komendant otrzymał podczas swojej roboczej wizyty na Ukrainie w dn. 11-12 grudnia br., gdzie spotkał się z kierownictwami ukraińskiej Policji i Służby ds. sytuacji nadzwyczajnych. Prezent był podarunkiem od jednego z szefów ukraińskich służb. W wyniku eksplozji Komendant doznał lekkich obrażeń i od wczoraj przebywa na obserwacji w szpitalu. Lekkich obrażeń nie wymagających hospitalizacji doznał też pracownik cywilny Komendy Głównej Policji. Strona polska zwróciła się do strony ukraińskiej o złożenie stosownych wyjaśnień. Sprawą od początku zajmuje się prokuratura i odpowiednie służby.

Eksplozja w KGP. Gen. Szymczyk wyjaśnia

Sam gen. Jarosław Szymczyk tak opisywał w rozmowie z RMF FM to, co wydarzyło się w Komendzie Głównej Policji w środowy poranek: Kiedy przestawiałem zużyte granatniki, będące prezentami od Ukraińców, doszło do eksplozji.

Szef policji przyznał, że wybuch był potężny - siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit.

On sam na dwie doby trafił do szpitala.

Eksplozja w KGP. Jak do niej doszło?

Jak dowiedzieli się dziennikarze RMF FM od członka polskiej delegacji, generał Jarosław Szymczyk otrzymał w Ukrainie dwa granatniki przeciwpancerne (prawdopodobnie RGW-90), które - jak przekonywali Ukraińcy - miały być zużyte.

Pierwszy prezent pochodził od Komendanta Głównego Narodowej Policji Ukrainy Ihora Kłymenki. Był to nietypowy, wojenny prezent, jaki robią teraz Ukraińcy - zużyty granatnik przeciwpancerny, którym ostrzeliwano rosyjskie czołgi. Wyglądem przypomina długą tubę, po dwóch stronach zaślepioną styropianem. Przerobiono go na głośnik. Komendant Kłymenko - jak opowiada nam członek delegacji - nawet puszczał muzykę, pokazując jego działanie. Ukraińcy zapewniali, że nie ma tam materiałów wybuchowych.

Później polscy policjanci spotkali się jeszcze z szefem Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych generałem Sierhijem Krukiem. Po spotkaniu zastępca Kruka Dmytro Bondar oprowadził ich po sali, gdzie zgromadzono przedmioty, jakie w czasie walk zneutralizowała dowodzona przez nich służba, m.in. pociski czy miny.

Na koniec, żegnając się, gen. Bondar również dał gen. Szymczykowi prezent - identyczną tubę granatnika. Ta jednak nie była przerobiona na głośnik, ale Ukraińcy zapewnili, że granatnik jest zużyty i bezpieczny. Co więcej, mówili, że można go przewieźć bez zgłoszeń, że był wart tyle, co cena złomu. Jak mówi nasz informator, delegacja samochodami wróciła do Warszawy, a otrzymane prezenty gen. Szymczyk zostawił na zapleczu swojego gabinetu.

Czy to był samozapłon?

Eksperci wojskowości twierdzą, że taki granatnik nie mógł wystrzelić sam - chyba, że był uszkodzony i w czasie przestawiania doszło do wybuchu. Ale możliwa jest też wersja, że komendant główny policji mógł nacisnąć jakiś element tuby po granatniku, którego dokładnie nie sprawdzono.

Uszkodzenia w Komendzie Głównej Policji

Zniszczenia po wybuchu są na trzech kondygnacjach budynku - od parteru do drugiego piętra. Głównie chodzi o wyrwy w podłodze pomieszczenia socjalnego gen. Szymczyka, a także w podłodze na poziomie pierwszego piętra.

Z naszych informacji wynika, że poza tymi uszkodzeniami nie ma większych strat. Nie wypadły szyby z okien, nie było też pożaru.

Gen. Szymczyk ma zjawić się przed prokuratorami

Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że w najbliższym czasie gen. Szymczyk ma się zjawić przed prokuratorami. Zostanie przesłuchany w charakterze świadka - śledczy utrzymują, że jest pokrzywdzonym w trwającym postępowaniu. Nie można jednak wykluczyć, że w czasie składania zeznań zostanie uprzedzony o ewentualnej odpowiedzialności.

Śledztwo dotyczy nieumyślnego spowodowania eksplozji zagrażającej życiu wielu osób. Grozi za to do 5 lat więzienia.

Prokuratorzy w tym postępowaniu muszą też wyjaśnić, czy policja po incydencie działała zgodnie z procedurami. Zbadane musi zostać to, czy doszło do przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy.

Prokuratura konsekwentnie odmawia podawania jakichkolwiek informacji w sprawie prowadzonego śledztwa.