Małopolska policja wszczęła dochodzenie w sprawie fałszywego alarmu bombowego na pokładzie samolotu Ryanaira. Maszyna leciała z Dublina do Krakowa. Ze względu na zgłoszone zagrożenie lotnicze musiała awaryjnie wylądować na lotnisku w Berlinie.

REKLAMA

W niedzielę wieczorem samolot firmy Ryanair lecący z Irlandii do Polski, niespodziewanie wylądował na lotnisku Berlin-Brandenburg (BER). Pierwsze doniesienia medialne mówiły o zagrożeniu lotniczym.

Okazało się, że ktoś zadzwonił do pracownika krakowskiego portu lotniczego, na którym miał wylądować samolot i przekazał informację o znajdującej się na pokładzie maszyny bombie.

Samolot otoczyły wozy policyjne i strażackie. Przy pomocy policyjnych psów przeszukano jego wnętrze. Bagaże pasażerów z kolei zostały umieszczone na płycie lotniska i również sprawdzone przez służby. Akcja trwała przez kilka godzin. Pasażerowie w tym czasie pozostawali w terminalu, gdzie otrzymali posiłki i napoje.

Rzeczniczka berlińskiej policji poinformowała, że w samolocie nie wykryto żadnego niebezpieczeństwa. Maszyna nad ranem opuściła berlińskie lotnisko. Pasażerowie z kolei wrócili do Polski maszyną zastępczą.

Policja szuka sprawcy

Policjanci już wczoraj uczestniczyli w sztabie kryzysowym powołanym na krakowskim lotnisku. Na razie jednak nie chcą ujawniać szczegółów swych działań, poza tym, że szukają sprawcy.

Wiadomo natomiast, że jest wiele możliwości ustalenia numeru telefonu lub miejsca, z którego ktoś dzwonił na lotnisko. Funkcjonariusze przypominają, że autorowi alarmu grozi 8 lat więzienia. Jeśli zostanie skazany, linie lotnicze, do których należy samolot, będą mogły pozwać go o wysokie odszkodowanie. Kwoty mogą w tym przypadku sięgnąć nawet setek tysięcy złotych.

To nie pierwszy taki incydent powietrzny w ostatnich latach. W lipcu 2020 roku samolot Ryanair lecący na tej samej trasie Dublin-Kraków musiał awaryjnie lądować w Londynie w następstwie zgłoszenia zagrożenia bombowego, które również okazało się bezpodstawne.