"Galopująca i wciąż rosnąca inflacja zwiększa presję pracowników na wzrost wynagrodzeń. To zmusza nas do podejmowania negocjacji, rozmów i innych działań, które będą zmierzały do uzyskania tego celu. Sytuacja jest zróżnicowana w zależności od sektora i branży. W sektorach przedsiębiorstw, firm prywatnych sytuacja wygląda nieco inaczej. Tam prowadzimy negocjacje z właścicielami. I tutaj - po mniejszych lub większych akcjach protestacyjnych - następuje pewien postęp. Natomiast najtrudniejsza sytuacja jest w sferze finansów publicznych. Tutaj nie udało się osiągnąć porozumienia w Radzie Dialogu Społecznego. Oczekiwaliśmy 20 proc. wzrostu wynagrodzeń dla tej grupy pracowników. Nie tylko ze względu na tegoroczną 18-procentową inflację. W związku z tym rozpoczęliśmy już od lipca szereg protestów - były protesty w poszczególnych województwach, były protesty w Warszawie" – mówił w rozmowie 7 pytań o 7:07 w internetowym Radiu RMF24 Andrzej Radzikowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.

REKLAMA

Zdaniem Radzikowskiego, najbardziej konsekwentnie protestował związek pracowników cywilnych sądów i prokuratur. "Ostatnio dogadali się w końcu z resortem do jednorazowej, ale jako tako satysfakcjonującej, wypłaty. Trochę poprawiła się też sytuacja w ochronie zdrowia dzięki wynegocjowanemu w ubiegłej ustawie, która systemowa zaczęła regulować wzrost wynagrodzeń w tej grupie pracowników" - mówił związkowiec.

Jak dodał najbliższa, poniedziałkowa Rada Dialogu Społecznego będzie dotyczyła polityki energetycznej, bo "uznajemy, że dziś kluczem do większości polskich problemów, zarówno związanych z rozwojem gospodarczym, jak i galopującą inflacją jest polityka energetyczna". "Według wszelkich analiz to właśnie wzrost cen prądu, gazu, benzyny i ropy powoduje ten wysoki wzrost cen. Uważamy, że rząd powinien zajrzeć w przyczyny tego kryzysu, a nie niwelować tylko skutki" - mówił Radzikowski.

A co z protestami nauczycieli? "Protesty tego środowiska mają w zasadzie dwa główne postulaty. Pierwszy to oczywiście płacowy, ponieważ akurat cała sfera finansów publicznych jest od lat niedoszacowana w sensie wynagrodzeń. Ale chyba najgorsza sytuacja panuje w edukacji i nauce. Tutaj te wzrosty są na poziomie 3, 4, 5 proc. rocznie. Inflacja dziś ma prawie 18 proc. Natomiast drugi to są warunki pracy. Była też ocena tzw. projektu przygotowanego przez Ministerstwo Edukacji i Nauki - Lex Czarnek" - wyjaśniał.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Radzikowski o protestach nauczycieli: Mają dwa główne postulaty

"Zmiany pogorszą również warunki pracy nauczycieli"

Który z postulatów jest dla nich ważniejszy? "Dla nas obydwie te sfery w Związku Nauczycielstwa Polskiego są ważne. Pamiętajmy, że ZNP powstał w czasie zaborów i zawsze miał taki silny wątek ogólnonarodowy, patriotyczny, kładący nacisk na poziom i rozwój edukacji. To jest bardzo głęboko w naszych tradycjach zakorzenione. Bardzo nam dziś zależy nie tylko na warunkach pracy, chociaż na pewno, ale też i poziom edukacji i jej jakość zawsze leżały i będą leżały nam na sercu" - mówił Radzikowski.

Jego zdaniem nowelizacja ustawy oświatowej jest "próbą dodatkowego formalizowania czegoś, co przy odrobinie zdrowego rozsądku realizowało się od lat i realizuje się samo". Radzikowski tłumaczył, że te zmiany pogorszą również "warunki pracy nauczycieli": "Bo to nakłada później na nauczycieli dodatkowe obowiązki: trzeba pisać sprawozdania, trzeba przygotowywać programy, trzeba pokazać, że się rozmawiało. Natomiast nic nowego jakościowo nie wnosi" - zaznacza związkowiec.

Resort edukacji przekonywał związkowców, że w przyszłym roku osoby uczące w szkołach i przedszkolach będą zarabiać o co najmniej 9 proc. więcej. Czy to nie wystarczy? "Po pierwsze nie wystarczy, bo pamiętajmy, że to jest praktycznie prawie 10 proc. poniżej dzisiejszej inflacji, więc to nie może nas zadowalać" - mówił Radzikowski.

"Po drugie nie bardzo możemy znaleźć w projekcie budżetu środki finansowe na te 9 proc., bo subwencja oświatowa dla samorządów nie rośnie w takim tempie. Jest więc pytanie, czy to nie wywoła dodatkowych perturbacji później na etapie realizacji tych ustaleń. Bo nagle później może się okazać, że w samorządach zabraknie pieniędzy i znowu będzie się zastanawiać czy kupić kredę, czy ogrzać szkołę czy wypłacić nauczycielom pensje. A na ogół w tej sytuacji brakuje później dla niepedagogicznych, którzy też są ważną grupą pracowników w szkole" - dodał związkowiec.