"W tej chwili ta większość koalicyjna, która od 13 grudnia tworzy rząd (...), ma cały czas przewagę, bo około 11-12 posłów w Sejmie. Przynajmniej tak było dotąd. Po wyborach prezydenckich zaczynają pojawiać się pęknięcia w tym betonowym monolicie i być może się okaże, że ta większość przestanie istnieć" - powiedział Paweł Jabłoński z Prawa i Sprawiedliwości w Rozmowie o 7:00 w Radiu RMF24.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Wicemarszałek Senatu Michał Kamiński bardzo jednoznacznie wskazał, że on nie chce już Tuska za premiera. To dobry znak, choć on robi to z nieco innych powodów. Podejrzewam, że on raczej wspiera Radosława Sikorskiego, no ale cóż, dobre i to, że takie pęknięcia się pojawiają - powiedział Jabłoński.
Piotr Salak pytał swojego gościa o szanse na utworzenie rządu technicznego. Sławomir Mentzen w szczerość intencji prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie wierzy. Podobnie jak politycy koalicji.
Raczej oczekiwalibyśmy tego, że usiądziemy do stołu i będziemy rozważali scenariusze. Oczywiste jest to, że przy tym układzie sejmowym taka zmiana jest trudna. Wiemy o tym, bo co tu dużo kryć, ta koalicja jest, no, przede wszystkim kurczowo trzymająca się swoich stołków - skomentował Jabłoński.
Jak dodał, "wyniki wyborów prezydenckich pokazały, że większość partii koalicyjnych mogłoby w ogóle nie wejść do Sejmu, więc oni się będą bardzo obawiali zmiany w większości, bo to mogłoby też doprowadzić do wcześniejszych wyborów".
Polityk PiS mówił też, o współpracy rządu z prezydentem Karolem Nawrockim. Jego zdaniem pod znakiem zapytania jest to, czy rząd przetrwa do czasu zaprzysiężenia.
Jeśli przetrwa, to myślę, że prezydent będzie robił to, co zapowiadał w kampanii, czyli dopingował rząd do tego, żeby się w końcu wziął do roboty, żeby w końcu zaczął zajmować się rządzeniem państwem, rozwiązywaniem problemów, a nie tworzeniem nowych, nie nagonkami na przeciwników politycznych - komentował gość Rozmowy o 7:00 w Radiu RMF24.
Pytany o to, czy nowy prezydent podpisze nominacje ambasadorskie, Jabłoński odparł, że to zależy od postawy szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
Spora część tych nominacji to byli kandydaci albo wprost partyjni, albo kandydaci z różną, nieciekawą przeszłością (...) Ludzie zaangażowani w oczernianie Polski, w porównywanie na przykład obrony granicy z Białorusią do działań gestapowskich - mówił.