Czterokrotny mistrz świata rusza do walki o olimpijskie złoto. To medal, którego wciąż brakuje w jego bogatej kolekcji Paweł Fajdek chwyta za młot i zapowiada, że będzie rzucał nim daleko już w maju, ale głównym celem są oczywiście Igrzyska Olimpijskie. Aktualny mistrz globu opowiedział w RMF FM o rzucaniu z większej liczby obrotów, o planach na wiosnę i o tym, czy młociarze rzeczywiście stwarzają niebezpieczeństwo na mityngach Diamentowej Ligi. Z Pawłem Fajdkiem rozmawiał Paweł Pawłowski.

REKLAMA

Paweł Pawłowski RMF FM: Trenowałeś do tej pory w Spale i taki plan masz na początek nowego roku?

Paweł Fajdek: Nie będziemy od razu szaleć. Już wróciliśmy do Spały na kolejne dwa tygodnie. Po 20 stycznia zobaczymy, jak będzie wyglądać sytuacja z wyjazdami poza granice Polski. Być może udamy się na zgrupowanie do RPA. Jeśli będzie z tym jakiś problem, to spróbujemy wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Będziemy na bieżąco decydować o naszych planach treningowych później.

Chcesz trenować rzucanie z większej liczby obrotów. M.in. dlatego wybierasz Spałę. Na czym to polega?

Temperatura w Polsce nie jest aż tak zła, by nie można było realizować treningów. Jeśli temperatura wynosi od 0 do 2 stopni, to jest jeszcze znośnie. Przede wszystkim w Spale mamy warunki do ćwiczenia wielu obrotów. Na co dzień na zawodach rzucam z czterech obrotów, ale bardzo dobrym elementem treningowym jest rzucanie z większej liczby obrotów. To bardzo dobrze działa na moje plecy, które przez ostatnie lata mocno cierpiały podczas treningów. Głównie na tym opieramy teraz swoje treningi. Robimy to po to, bo w lutym i marcu, jeśli wyjedziemy za granicę, najpewniej nie będziemy mieli możliwości trenowania w ten sposób. Daje nam to pewien komfort przygotowań i siłę rzutową, której nie jesteśmy w stanie nigdzie indziej później wytrenować. Dlatego dobrze, że teraz na pogoda nie jest na mocnym minusie. Owszem czasami jest nieprzyjemnie, ale trzeba walczyć i trzeba być twardym. W obecnej sytuacji lepiej siedzieć w Spale przy delikatnym mrozie niż wyjeżdżać za granicę i narażać się na jakiś problem.

To wszystko robisz pod okiem Szymona Ziółkowskiego. Co powiesz o współpracy z nowym trenerem?

Tu nie ma nic zaskakującego. Znamy się już jakiś czas, całkiem nawet długi czas. Opieramy tę pracę na współpracy między nami. Tu nie ma jakiegoś jednostronnego podejmowania decyzji, czy narzucania czegokolwiek. Ustaliliśmy pewne rzeczy, których staramy się trzymać. Wychodzi nam to na razie nieźle. Już tworzymy swoje legendy. Dobrze się dogadujemy, a feeling treningowy jest bardzo zbliżony. Z dużym optymizmem patrzymy na to, co będzie działo się w nadchodzącym sezonie.

Wszystko po to, by osiągnąć to, czego brakuje jeszcze w Twoim dorobku?

Igrzyska są celem głównym. Podejrzewam, że już w maju będę dobrze przygotowany; jeśli oczywiście zdrowie pozwoli, a trening będę wykonywał tak, jak do tej pory. Od maja powinienem dosyć daleko rzucać młotem i pokazywać, na co mnie stać. Ale ten szczyt formy będzie szykowany na Tokio, by móc sięgnąć po to, czego jeszcze nie mam. Muszę trenować i dbać o zdrowie, a reszta powinna ułożyć się sama.

Irytuje cię to, co dzieje się z Diamentową Ligą? Wygląda na to, że rzut młotem nie będzie gościł na mityngach.

To trochę bardziej skomplikowane niż się wydaje. Chodzi głównie o kłamstwa, które są nam wciskane, a nie o to, że nie jesteśmy zapraszani. Ten sport od lat powinien się nazywać: athletics without hammer. Nas nie ma nigdzie. Wmawiają nam, że jesteśmy niebezpieczni, że stwarzamy zagrożenie, niszczymy murawy; robimy wszystko nie tak, jak powinno być. To jest skandal. To wszystko jest wymyślone i wyssane z palca. Patrząc na budżety, które są przy organizacji różnych zawodów, to wymiana 15 dziur po uderzeniu młota, to koszt zerowy. Tego typu tłumaczenie do mnie nie przemawia. Jeśli chodzi o kwestię bezpieczeństwa, to dużo bardziej niebezpieczny jest rzut dyskiem, rzut oszczepem; również pchniecie kulą może być niebezpieczne, bo to technika obrotowa. Jeśli nie ma siatki, to kula też może gdzieś wylecieć. Zatem te wymówki są chyba tylko dla dziennikarzy, żeby nikt się o to nie czepiał. Natomiast nie na tym się skupiam. To osobna wojna, którą toczymy od paru lat. Rzut młotem został wybrany, jako konkurencja do spychania. Tak sobie chyba władze ustaliły i dlatego jesteśmy dyskryminowani. Trudno. Nie będę jednak całej swojej energii kierował w tę stronę.