Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem Zagłębie poinformowało, że prezesem klubu został Michał Kielan, który zastąpił Artura Jankowskiego. Nowy szef nie przyniósł szczęścia swojej drużynie, bo po trzech zwycięstwach z rzędu w lidze lubinianie przegrali z Jagiellonią 0:1. Gola na wagę trzech punktów zdobył Hiszpan Jesus Imaz.
Oba zespoły od początku dawały sygnał, że nie będą czekać na rywala, ale same chcą ruszyć do przodu. Optyczną przewagę miało Zagłębie, zwłaszcza w pierwszym kwadransie, dłużej było w posiadaniu piłki i częściej gościło pod polem karnym rywali. Gra obu ekip wyglądała jednak podobnie: po przejęciu piłki jak najszybciej ruszyć do przodu, a po jej stracie, nie cofać się, ale stosować wysoki pressing. To wszystko sprawiało, że gra była toczona w szybkim tempie i brakowało tylko jednego - sytuacji bramkowych.
Poza strzałem Filipa Starzyńskiego z dystansu tuż przed przerwą Pavels Steinbors był bezrobotny. Dominik Hładun podobnie, bo miał praktycznie do wyłapania tylko piłkę po strzale Jesusa Imaza.
Pierwsze fragmenty drugiej połowy wskazywały, że obraz gry się nie zmieni. Ale później zaatakowali goście. Tomas Prikryl płasko dograł w pole karne do Imaza, a ten zupełnie niepilnowany z kilku metrów wpakował piłkę do siatki. Fatalnie w tej sytuacji zachowali się obrońcy Zagłębia, którzy zupełnie odpuścili krycie Hiszpana.
Gol ożywił spotkanie i odmienił jego obraz. Zagłębie nie miało już nic do stracenia i ruszyło śmielej do przodu, a Jagiellonia cofnęła się na własną połowę, już nie podchodziła tak odważnie pressingiem i szukała drugiego gola w kontratakach.
Gospodarze byli przy piłce, ale nie potrafili sforsować dobrze ustawionej obrony rywali. Groźnie zrobiło się dopiero, kiedy na boisku pojawił się Sasa Zivec. Słoweniec zgubił krycie i uderzył z kilku metrów, ale bramkarz gości nie dał się zaskoczyć.
Z upływem kolejnych minut spotkanie zaczęło się wyrównywać. Jagiellonia ponownie wyżej podeszła pressingiem, a Zagłębie nie tylko już nie miało pomysłu na wypracowanie sobie szansy bramkowej, ale nawet na przedostanie się pod pole karne Jagiellonii.
Groźnie w szesnastce zespołu Ireneusza Mamrota zrobiło się jeszcze tylko raz w doliczonym czasie gry. Starzyński sprytnie dograł do Zivca, ale ten strzałem z pola karnego posłał piłkę w trybuny. Słoweniec złapał się za głowę, padł na murawę, a sędzia kilka chwil później zakończył spotkanie.