Na karę roku i jednego miesiąca więzienia wrocławski sąd skazał Annę S., która jako główny kasjer Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu miała przywłaszczyć blisko 500 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny.

REKLAMA

W akcie oskarżenia prokurator zarzucił Annie Małgorzacie S., że w okresie od czerwca 2021 roku do października 2021 roku, będąc zatrudniona w Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu na stanowisku głównego kasjera, przywłaszczyła powierzoną jej kwotę 490 tys. zł. Kobieta sama złożyła na siebie doniesienie do prokuratury.

Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał Annę S. za winną zarzucanego jej czynu i wymierzył jej karę roku i jednego miesiąca pozbawienia wolności. Orzekł także wobec oskarżonej zakaz wykonywania zawodu księgowego na okres pięciu lat oraz zobowiązał ją do naprawienia wyrządzonej szkody poprzez zapłatę na rzecz Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu kwoty 480 tys. zł.

"Zorientowała się, że już więcej tego ukryć nie może"

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Pomianowski podkreślił, że wina i sprawstwo nie budziły wątpliwości zarówno w świetle wyjaśnień samej oskarżonej, jak i dowodów. Sąd zdecydował się jedynie zmienić ramy czasowe, w których doszło do kradzieży, przyjmując, że oskarżona dopuściła się jej w okresie od 2015 roku do października 2021.

W ocenie sądu, w konfrontacji z wyjaśnieniami oskarżonej, która stwierdziła, że już wcześniej dopuszczała się tych zachowań, również biegły z zakresu rachunkowości nie wykluczył takiej sytuacji, że oskarżona była w stanie przez tyle lat je ukrywać - mimo, iż dokumenty podczas kontroli nie wykazywały niedoborów - tłumaczył sędzia.

Uzasadniając wymiar kary sędzia wskazał na znaczną wysokość przywłaszczonego mienia oraz na okres trwania przestępczego procederu. Nie była to myśl jednorazowa, na gorąco, ale sukcesywnie z tym samym zamiarem oskarżona będąc w dodatku głównym kasjerem Uniwersytetu Przyrodniczego, której zostało powierzone mienie, zabierała to mienie i trwało to właściwie do końca, kiedy zorientowała się, że już więcej tego ukryć nie może. (...) Miała świadomość, że kasa już nie będzie prowadzona (w takie formie - przyp. red) i będzie musiała te pieniądze wpłacić do banku i je pokazać, a tych pieniędzy nie było - wskazał sędzia.

W ocenie sądu to tak naprawdę zmusiło oskarżoną do tego, aby się przyznać. Pani S. była właściwie jedyną osobą, której było to mienie powierzone, więc musiała doskonale zdawać sobie sprawę, że podejrzenie padnie tylko i wyłącznie na nią - dodał sędzia.

Sędzia: Kara jest, mimo wszystko, łagodna

Podkreślił jednocześnie, że wymierzając wymiar kary nie bez znaczenia był fakt, że oskarżona przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu, sama zawiadomiła prokuraturę, a także wyraziła skruchę i chęć naprawienia szkody. Stąd kara roku i miesiąca pozbawienia wolności połączona z zakazem wykonywania zawodu księgowego w ocenie sądu jest mimo wszystko łagodna - stwierdził.

Kwestor UPWr Wioletta Fałowska, która jako przedstawicielka uczelni pojawiła się na rozprawie wyraziła zadowolenie z wyroku. Nie spodziewaliśmy się, że będzie tak wysoki i że będzie to kara bez zawieszenia - powiedziała.

Pytana o to, czy wypłaty dla pracowników były zagrożone podkreśliła, że uniwersytet zabezpiecza wynagrodzenia niezależnie od tego, czy jest gotówka w kasie czy nie. Oczywiście wszystkie wypłaty zostały wypłacone po prostu z innych środków. Natomiast są to finanse publiczne, nie są to prywatne pieniądze i ta strata jest dla uniwersytetu naprawdę bardzo duża - dodała.