Roman Giertych przedstawił szczegóły wypadku radiowozu, do którego doszło 3 stycznia w podwarszawskich Dawidach Bankowych. Policjanci zabrali do służbowego samochodu dwie nastolatki mające 17 i 19 lat. Radiowóz się rozbił. Giertych jest adwokatem młodszej z nastolatek. "W moim przekonaniu mieliśmy do czynienia ze sprawą bardzo poważną" – twierdzi w nagraniu.

REKLAMA

Giertych w kilkunastominutowym nagraniu na YouTube opisał kulisy wypadku. Jak mówił, grupa młodzieży podróżowała wieczorem dwoma samochodami na spotkanie.

Zobaczyli pożar wzdłuż drogi. Paliły się krzaki, próbowali ten pożar ugasić. Nie dali rady, więc wezwali straż pożarną. Na miejsce przybyła również policja. Gdy policja przyjechała, pożar już był przez strażaków ugaszony, ale policja zaczęła - z niewiadomych powodów - spisywać młodzież, która zawiadomiła straż pożarną. W czasie spisywania padały różne żarty, również o charakterze niewybrednym. Jeden policjant, wskazując na świecące się światło wozu straży pożarnej, tzw. koguta, rzucił do będących tam dziewczyn, że może im pokazać innego koguta - mówił Giertych.

Jak dodał, następnie starszy z policjantów - mający ok. 35-40 lat - zapytał młodzież, czy mają narkotyki.

Ci zareagowali śmiechem, mówiąc, że nie mają żadnych narkotyków. Wybrał jedną z dziewczyn i powiedział do niej: wsiadaj do samochodu. Dziewczyna była przerażona, wsiadła, ale poprosiła koleżankę, moją klientkę, aby wsiadła do samochodu razem z nią. Młodzi ludzie protestowali, szczególnie chłopak tej młodszej nastolatki - dlaczego one mają wsiąść do radiowozu. Policjanci weszli razem z dziewczynami, przez chwilę prowadzili, nie wiem, jakieś wpisywanie czegoś do systemu policyjnego, po czym nagle, bez ostrzeżenia, z piskiem opon ruszyli - podkreślał.

Młodsza z dziewczyn miała się pytać, gdzie jadą. Nie dostała na to odpowiedzi. A ponieważ przyspieszali, to dziewczyny nie mogły zapiąć pasów. Powiedziały o tym dwukrotnie policjantom. Na to też nie dostały żadnej odpowiedzi. Samochód z dużą prędkością przejechał dwa kilometry i na zakręcie doszło do wypadku, uderzył w drzewo. To była godzina 21.30-21:40, było ciemno. Skręcali w dróżkę, taki pokruszony asfalt, która prowadziła w stronę lasku i odludzia. W zupełnie drugą stronę była komenda policji w Pruszkowie, gdzie pracowali policjanci - mówił Giertych.

"Bezczelne łgarstwo"

Jak stwierdził, po wypadku, dziewczyny wyczołgały się z samochodu. Najpierw podszedł do nich młodszy policjant, pytając się, czy nic się im nie stało. Następnie starszy powiedział do nich: "s***********e stąd". Nie udzielono im pomocy, nie wezwano karetki, mimo że moja mocodawczyni miała ciężko złamany nos w poniedziałek przechodzi operację, przebywa w szpitalu w tej chwili. Była cała zalana krwią - dodaje.

Giertych twierdzi, że ta reakcja policji świadczy o tym, jaki był motyw tego uprowadzenia. Bo mieliśmy - w sensie prawnym - z nielegalnym pozbawieniem wolności w sposób oczywisty. Nie było żadnych podstaw do nakazania wejścia do samochodu, do wywiezienia. To były wszystko działania o charakterze przestępczym. Ta reakcja po wypadku wskazuje na próbę ukrycia tego faktu - przekazuje.

Karetkę wezwali chłopcy, którzy przyjechali na wezwanie pokrzywdzonych i zawieziono moją mocodawczynię do szpitala, a druga dziewczyna ze złamaną ręką była przesłuchiwana do czwartej nad ranem przez policję. Tę samą, która zawiniła w tej sprawie. Pan rzecznik policji przedwczoraj był łaskaw powiedzieć, że prośba wejścia do radiowozu wyszła od nastolatek i że to rzekomo znajduje się w materiale dowodowym sprawy. To jest bezczelne łgarstwo, próba przyćmienia całej sprawy. Nadto ujawnianie publiczne jakichkolwiek informacji z postępowania przygotowawczego prowadzonego przez policję przed przesłuchaniem sprawców zdarzenia jest utrudnianiem postępowania karnego - dodaje Giertych.

"Mieliśmy do czynienia ze sprawą bardzo poważną"

W nagraniu podkreślił, że policjanci nie zostali do dzisiaj zawieszeni, poszli na zwolnienie lekarskie.

W moim przekonaniu mieliśmy do czynienia ze sprawą bardzo poważną. Naruszono przynajmniej kilka przepisów Kodeksu karnego. A przede wszystkim - nie jest wyjaśniony motyw - dlaczego z grupy młodzieży policja wybiera dwie dziewczyny, wywozi do lasu w nocy bez żadnej podstawy prawnej. To musi być do końca wyjaśnione - mówi.

Apeluję do opinii publicznej, apeluję do dziennikarzy, szczególnie dziennikarzy śledczych, aby pomogli zająć się tą sprawą. W przekonaniu rodziny i moim, służby państwowe, przede wszystkim policja prowadząca tę sprawę, już na wstępnym etapie zachowuje się tak, jakby pomagała sprawcom uniknąć odpowiedzialności karnej. Te wypowiedzi nadkomisarza Marczaka są nakierowane na to, aby uchronić od odpowiedzialności tych policjantów, którzy w tej sprawie działali. Dochodzą do mnie informacje, jeszcze nie o charakterze procesowym, że tego typu zdarzenia, a nawet gorsze, miały miejsce wcześniej na terenie Pruszkowa i okolic - podkreśla.

Giertych zwrócił się także do osób, które może coś wiedzą na ten temat, albo uczestniczyły w takich zdarzeniach, aby - z zachowaniem anonimowości - zwróciły się do jego kancelarii i przekazały informacje.

Wykazanie motywu działalność sprawców w tej sprawie będzie kluczowe. W tego typu sytuacjach zwykle model działania sprawców jest podobny i to, że ta sprawa zakończyła się wypadkiem, nie oznacza, że w innych sytuacjach doszło do tak szczęśliwego zakończenia. I to mówię to nie bez podstaw, bo moja klientka uważa, że miała szczęście, że doszło do wypadku. Mimo że będzie miała operacje, ma ogromny stres i ból związany z tym wypadkiem. Ona uważa, że miały szczęście - dodał.