Żarty na bok... Co prawda 1 kwietnia już za kilka dnia, ale nawet w prima aprilis na lotnisku musicie pamiętać, by pilnować się co mówicie. Przekonał się o tym jeden z pasażerów odlatujących z lotniska Chopina w Warszawie.

REKLAMA

W minioną niedzielę pasażer wybierający się ze stołecznego lotniska na wakacje do Punta Cana powiedział, że ma bombę. Obsługa lotniska natychmiast zaalarmowała policję. Mimo że - jak się okazało - był to tylko żart ze strony mężczyzny, to zamiast na Dominikanę trafił on do komisariatu na Okęciu.

Każde tego typu zgłoszenie jest dokładnie weryfikowane, więc nawet jeśli nie mieliśmy złych intencji, nie możemy liczyć na to, że informacja o potencjalnym zagrożeniu, którą przekazujemy służbom lotniskowych, będzie przez nie zignorowana.

Konsekwencje nieodpowiedzialnego zachowania mogą być bardzo poważne.

To nałożenie mandatu karnego, utrata biletu lotniczego, czyli zakończenie podróży i wyprowadzenie przez funkcjonariuszy z lotniska, trafienie na "czarną listę" pasażerów danej linii lotniczej, a nawet zatrzymanie. Nigdy nie możemy mieć pewności, czy incydent z naszym udziałem będzie finalnie uznany za wykroczenie czy przestępstwo. Granica jest bardzo cienka - powiedziała RMF MAXX rzecznik prasowa lotniska Chopina Anna Dermont.

Jeśli w konsekwencji takiego żartu nastąpią opóźnienia lub ewakuacja podróżnych, zarówno przewoźnik, jak i lotnisko mogą zażądać odszkodowania, a wtedy kwoty kary mogą sięgać nawet kilkuset tysięcy złotych.

Oczywiście wprowadzenie takiego zamieszania często wywołuje ogromny niepokój wśród innych podróżujących. Dlatego podkreślamy, że nie ma żadnych okoliczności łagodzących w przypadku żartu o bombie, materiałach wybuchowych czy broni na lotnisku. I prosimy w ten sposób nie żartować - dodała Dermont.