16 grudnia 1981 roku doszło do jednej z najtragiczniejszych pacyfikacji stanu wojennego. W wyniku interwencji oddziałów ZOMO na terenie kopalni Wujek w Katowicach zginęło dziewięciu górników, a 23 zostało rannych. Dramatyczne wydarzenia rozegrały się podczas strajku przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Dzisiaj mijają 44 lata od tych tragicznych wydarzeń.

REKLAMA

  • Po więcej informacji z Polski i ze świata zapraszamy na RMF24.pl

Początek strajku i żądania górników

Strajk w kopalni Wujek rozpoczął się 14 grudnia 1981 roku. Górnicy domagali się odwołania stanu wojennego oraz uwolnienia Jana Ludwiczaka, szefa zakładowej "Solidarności", który został internowany przez milicję.

W obawie przed siłowym rozwiązaniem górnicy przygotowywali się do obrony kopalni, słysząc o brutalnych akcjach w innych zakładach.

Decyzja o pacyfikacji

15 grudnia władze wojewódzkie i milicyjne podjęły decyzję o złamaniu oporu strajkujących.

Do akcji skierowano ponad 2 tysiące funkcjonariuszy i żołnierzy, wspieranych przez czołgi, wozy bojowe oraz armatki wodne.

Wieczorem górnicy uczestniczyli we mszy świętej odprawionej przez księdza Henryka Bolczyka, który udzielił im absolucji generalnej.

Szturm na kopalnię

16 grudnia rano pułkownik Piotr Gębka wezwał górników do zakończenia strajku, twierdząc, że w innych zakładach protestów już nie ma. Górnicy odpowiedzieli śpiewem "Boże, coś Polskę" i zapowiedzieli opór wobec milicji.

Po godz. 10 rozpoczęła się pacyfikacja - czołgi staranowały mury, a oddziały ZOMO weszły na teren kopalni. Doszło do starć, użyto gazów łzawiących i świec dymnych. Górnicy stawiali opór, unieruchamiając jeden z czołgów.

Tragiczny finał

Po chwilowym wycofaniu się ZOMO - wydawało się, że walka dobiegła końca. Wtedy padły śmiertelne strzały. Zginęło dziewięciu górników.

"Potrzebujemy pomocy. Trzeba strzelać, bo nas wytłuką. Czy możemy strzelać? Odbiór" - brzmiał dramatyczny komunikat radiowy milicjantów.

Odpowiedź: "Nie, czekajcie na rozkaz".

Rzecz w tym, że według jednych sens tej odpowiedzi sprowadzał się do kategorycznego zakazu użycia broni, ale zdaniem drugich było to przyzwolenie: sens się zmieniał w zależności od tego, czy w tym zdaniu znajdował się przecinek, czy go nie było.

Po zakończeniu akcji rannym udzielali pomocy lekarze, jednak karetki nie były wpuszczane na teren kopalni. Górnicy domagali się wycofania ZOMO, ujawnienia informacji o ofiarach i niewyciągania konsekwencji wobec strajkujących.

Ostatecznie, po długich negocjacjach, wieczorem opuścili kopalnię, pozostawiając w miejscu tragedii krzyż.

W wyniku pacyfikacji kopalni Wujek śmierć poniosło dziewięciu górników, a 23 zostało rannych. Rządowa propaganda podkreślała również obrażenia wśród funkcjonariuszy - rannych zostało 41 milicjantów i żołnierzy, w tym jedenastu ciężko.

Śledztwo w sprawie użycia broni przez ZOMO zostało umorzone już w styczniu 1982 roku, uznając działania funkcjonariuszy za "obronę konieczną".